Czepiają się mnie coraz mocniej. Jeszcze chwila, a książka spłonie na stosie. Chodzi o Ornat z krwi, a dokładnie zakończenie powieści, a pełne oburzenia i żalu wypowiedzi można znaleźć na stronie lubimyczytac.pl. Aj waj! W czym problem? A no pewnie w tym, że nie pociągnąłem blagi do końca. Że nie oszukałem świata, jak zrobił to Dan Brown w Kodzie…, a do tej książki i do tego autora jestem porównywany przez wydawnictwo, które Ornat… upubliczniło. Nie, nie tłumaczę się. Nie mam zamiaru. Pisze jeden z czytelników: „Zakończenie fatalne, zburzyło całą opowieść i mam wrażenie, że doczytałem nie tę książkę którą zacząłem. Jakby autor pod koniec rozmyślił się co chce tak na prawdę napisać.” (pisownia oryginalna). Co ja na to? Napisałem dokładnie taką powieść, jaką napisać planowałem. A że ściągam czytelnika na ziemię? To w mojej ocenie żaden zarzut. Intryga jest i tak dość mocna, finał jej w żaden sposób nie psuje!