2010-07-15

Grunwald 1410-2010

Przez całą noc męczyły go koszmarne sny.

Widział w nich rozległe, zielone, falujące łąki. Był dzień jasny, letni, upalny. Słońce wznosiło się od wschodniej strony, znad ciemniejącej na horyzoncie, grubej, choć nierównej kreski lasu, a w tym swoim śnie złym człowiek ów widział jego ruch niezwykle wyraźnie, przyspieszony, jakby nie słońcem było, a wielką, doskonałą w swoim kształcie kulą płonących ptaków – gołębi, a może wron. Trzepot ich skrzydeł. Nie, to nie skrzydła ptasie! To wiatr targał chorągwiami, zginał pierzaste czuby na lśniących w słońcu hełmach z przyłbicami. I to wiatr przecież marszczył zuchwale płaszcze jak śnieg, niwecząc kształt na nich – czarny krzyż, przed którym klękają całe narody z miłością lub jednako silną bojaźnią.

Mrowie ich prawdziwe, tysiące! Jak okiem sięgnąć, mrowie ich, Jezu Chryste! Jezu Chryste...

Brakło mu tchu. Wiatr zamarł nagle, obraz przekrzywił się nieco. Teraz żadnej, choćby najmniejszej fałdki na sztandarze czy rycerskim płaszczu. Tylko słońce, coraz wyżej, coraz bardziej palące. Zamknąć oczy, zacisnąć jak najsilniej do bólu gałek. Ale i to nie zdołało go obudzić i przerwać koszmaru.

Gdy na powrót je odtworzył albo raczej śnił, że je otwiera, słońca nie było już na niebie. Soczysto zielone łany przybrały kolor popiołu. Kiedy jednak spojrzał niżej, omal nie krzyknął z przerażenia. Wszędzie, jak okiem sięgnął, leżały ciała... Jedno obok drugiego, równo, głowa w głowę, jakby śpiący w karnym szyku, gotowi w każdej chwili jednak zerwać się na rozkaz i w takim samym szyku stanąć, bronią zadzwonić na chwałę i potęgę Zakonu, a na trwogę wrogom jego i całego chrześcijaństwa.

Ani oni wciąż tam leżeli na trawie, nieruchomi, dziwnie spokojni, z zamkniętymi oczami, którym już powieki podbiegały sinością ostateczną, a czarnymi krzyżami na piersiach leżących śmierć ułatwiała sobie ostateczny rachunek...

(z powieści Cygnus)

2010-07-13

Odnaleźć odpowiedź

"O 2:45 wykreowanych przez Krzysztofa Beśkę, Martę Syrwid, Filipa Onichimowskiego, Daniela Koziarskiego, Dawida Kornagę i wspomnianych już przeze mnie pisarzy ludzi zastaniemy w momentach pewnej życiowej próby i wówczas, gdy rozpaczliwie próbują odnaleźć odpowiedź na pytanie o sens swego życia. Będziemy mieli próby egzystencjalnych poszukiwań czynione zarówno przez twardych męskich bohaterów jak przyjaciele Onichimowskiego, Modry Beśki czy mężczyźni Kornagi, jak i przez kobiety – te zranione i oszukane jak w prozie Syrwid czy Ziętka oraz przez silną i stanowczą jak Anna z opowiadania Antoniny Turnau..."
całość na:
http://krytycznymokiem.blogspot.com/2010/07/piatek-245.html

2010-07-12

Ostatni seans

W piątek podpisałem umowę na wydanie powieści kryminalnej. Ostatni seans to pierwsza z cyklu książek o komisarzu Konstantym Podbiale, warszawskim policjancie, który został powołany do życia w opowiadaniu Choroba legionistów, opublikowanym w wydanych przez rokiem Opowiadaniach kryminalnych (wyd. Czarna Owca). Fragmencik z tej okazji:

Weszli za płot. Rozbiórka musiała mieć miejsce całkiem niedawno, widok, który zobaczyli, kojarzył się bowiem, owszem, z filmem, ale wojennym, polskim. Wszędzie ścieliły się gruzy, z których wystawały poskręcane, metalowe pręty, fragmenty blachy. Tu i ówdzie oparły się sile niszczenia pojedyncze ściany, całość zaś, niczym pianka pantenolu na świeżej ranie po oparzeniu, otulał świeży śnieg. Dokładnie na środku tej ruiny uwijali się policyjni technicy.

– Znalazł go, a raczej zobaczył z okna domu, o tam – aspirant Nowak wskazał palcem stojącą obok kamienicę – jakiś starszy facet, emeryt. Już go Konieczko wstępnie przepytał na okoliczność. Morderstwa dokonano tej nocy, około godziny... – ostatnie słowa Tymek wypowiedział celowo nieco głośniej, dochodzili bowiem do policyjnego patologa, doktora Stańczaka.

– ... między dziesiątą wieczorem o drugą w nocy – dokończył lekarz, uzupelniając coś w trzymanych w rękach notatkach. – Przyczyną śmierci było wykrwawienie po...

– ...postrzale – zgadł Kostek Podbiał.

– W brzuch – uściślił Stańczak półgębkiem.

Podeszli bliżej. Policyjny technik strzelał ostatnią serię pamiątkowych fotografii. Zwykle nieboszczycy nie robili większego wrażenia na komisarzu Podbiale, zdążył się przyzwyczaić do ich widoku. Również i teraz układ trawienny Kostka pozostawał bezpieczny, nie tylko dlatego, że mężczyzna nie zdążył zjeść śniadania. Co innego zastanawiało w leżącej postaci – mianowicie pozycja ciała.

– Tak leżał? – chciał się upewnić Podbiał, co jednak spowodowało zbiorową reakcję pozostałych w postaci pełnych pretensji spojrzeń spod dacha.

– A co? Masz jakiś pomysł? – zainteresował Nowak, na co jego partner skinął głową.

2010-07-05

Piątek, 2:45

Wydany przez wydawnictwo Filar zbiór opowiadań Piątek, 2;45, który mam honor i przyjemność otwierać opowiadaniem Zandka, już w sprzedaży. Polecam!

Wydawca reklamuje rzecz tak: "Właściwie już sobota. Ale to, co zakończone, trwa nadal; to, co się kończy, dopiero się zaczyna. Choć większość śpi, nie śpią ci, którzy nie chcą lub nie mogą, albo coś im spać nie pozwala. Ponieważ o tej porze sporo się dzieje, jak kraj długi i szeroki. Opowiadają o tym sugestywnie młodzi, zdolni autorzy, każdy w swoim niepowtarzalnym stylu. Warto wejść w głębię nocy i poznać te zajmujące historie, gdzie realizm miesza się z fantazją, powaga z groteską, a humor z dramatem. W piątek o 2:45 czas zwalnia, by nagle przyspieszyć, a sprawy duże i małe nabierają nowych znaczeń w życiu bohaterów antologii. Dzięki temu Piątek, 2:45 to solidna porcja rozrywki, jak i refleksji, doprawiona zróżnicowaną narracją i wciągającą fabułą".