2011-12-29

40 miesięcy

1 września 20o8 roku siadłem do komputera i zacząłem tłuc w klawiaturę. Codziennie, konsekwentnie, świadomie, nie bacząc na nic ani nie oglądając się na nikogo. W Sylwestra minie 40 miesięcy od tej chwili. Można przez ten czas kilka razy zostać ojcem. Ja napisałem przez ten czas siedem powieści w trzech cyklach. Nie chce mi się liczyć, ile wyszło na jedną, bo to nie o to chodzi. Ważne jest to, że w przyszłym roku w trzech wydawnictwach wyjdą książki rozpoczynające te trzy cykle, każdy inny. Mam wrażenie, że nikt tego jeszcze nie próbował, choć mogę się mylić. Zobaczymy. Aktor może zagrać różne postacie w kilku różnych filmach w krótkich odstępach. A ja przecież tylko opowiadam historię... Przez te 40 miesięcy wiele się też nauczyłem, nie tylko w kwestiach ściśle pisarskich, ale też w kwestiach, którymi autor musi się zająć, gdy już książkę napisze i ocyzeluje. Najważniejsza nauka jest taka: nie negocjować już z redaktorami, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Nie rozmawiać niżej niż dyrektor wydawniczy, dotrzeć do właściciela, prezesa. Bo szeregowemu redaktorowi zawsze będzie łatwiej powiedzieć "nie" zamiast "tak". Pięciu na dziesięciu z nich w ogóle nie rozsznuruje maszynopisu ani nie otworzy pliku z powieścią w komputerze. Dziewięciu na dziesięciu z nich, nawet gdy przeczyta, nie podłoży się, nie zaryzykuje ciepłej posadki, zawsze będzie wiedziało lepiej. Jak pisał Głowacki, "talenciki u nich mizerne, za to kompleksów od chuja". Sama to prawda. Nie to, że mam się za nie wiadomo kogo. Ale też mam dość skakania po sobie. Kończę zatem ten rok wraz z drugą częścią thrillera dla Rebisu i jeszcze jedną zmianą. Wydawcą Ostatniego seansu , warszawskiego kryminału, nie będzie Nowy Świat, z którym współpracę zdecydowałem się zakończyć, tylko warszawskie Wydawnictwo MG, z którym właśnie podpisałem umowę. Książka będzie na plażę.