2014-01-31

Przyjemny styl


Trudno powiedzieć, o co właściwie chodzi recenzentce, która ocenia powieść na stronie qfant.pl (patron medialny książki!). Joanna Kubica pisze bowiem: (...) "Powieść Ornat z krwi bardzo dobrze się czyta. Przyjemny styl autora to jeden z głównych atutów książki, który pozwolił mi przebrnąć przez całkiem grube tomisko. Powiem więcej: styl wspomnianego wcześniej Dana Browna jest bardziej toporny. Z wyjątkiem słynnego „Kodu...”, w którym wartka akcja naprawdę wbijała w fotel, a powieść czytało się błyskawicznie, w innych utworach autora nieraz nieznośnie mi się dłużyła. Niestety, Krzysztof Beśka w Ornacie z krwi nie uniknął paru irytujących dłużyzn, przy których lektura wyraźnie zwalniała, a czytelnik stwierdzał, że chyba czas zrobić sobie przerwę: pójść coś zjeść, wyjść na spacer, obejrzeć film. Wciągający i utrzymujący w nieprzerwanym napięciu thriller sensacyjny nie daje czytelnikowi chwili na wytchnienie. A jeśli już o napięciu mowa... W powieści Ornat z krwi trochę go za mało. Na palcach jednej ręki mogę wymienić sceny, w których napięcie było wyczuwalne w powietrzu w trakcie czytania. To niewiele jak na dobrze zapowiadającą się powieść sensacyjną z wątkami historycznymi, religijnymi, a nawet szpiegowskimi. Najmocniejszym punktem powieści są, w moim przekonaniu, wątki historyczne. Spisek w zakonie krzyżackim. Misja św. Wojciecha, który wyruszył krzewić wiarę na Pomorzu. Tajemnicza księga brata Mikołaja Kopernika. Wszystkie opowieści łączy jeden wspólny mianownik. (...)" Całość tutaj

2014-01-30

Szalona książka

Na stronie Moje Miasto Kraków konkurs. Żeby go wygrać, należało polecić kryminał retro. Użytkownik Bomba poleca Trzeci brzegu Styksu, a autorowi jest z tego powodu bardzo miło. Wrzucam oryginał, bo inaczej musiałbym za dużo zmieniać. Choćby z racji tego, że się… deklinuję.

2014-01-29

Cena sojuszu

W początkowym fragmencie Fabryki frajerów samolot przewożący więźniów rozbija się w lesie na Mazurach, więc nie docierają oni do Starych Kiejkut. To była czysta fantazja, coś, czym chciałem uwspółcześnić wspomnieniową książkę. Zwróciło na to uwagę kilka osób. Jan K., wydawca, szydził z pomysłu, z kolei dziennikarz polityczny Łukasz Perzyna ustawił mnie z tego powodu w jednym szeregu z Jerzym Skolimowskim, który właśnie wtedy zbierał laury za Essential Killing. Temat tajnych więzień CIA w Polsce wraca co jakiś czas, ostatnio szczególnie mocno. A ja za każdym razem denerwuję się, słysząc wypowiedzi polityków, dziennikarzy czy prawników. Jakie jest moje zdanie? A no takie, że generalnie pierdolę USA. Ale skoro USA są w tej chwili naszym najważniejszym sojusznikiem, to mamy zasrany obowiązek udostępnić im każde lotnisko, każdy ośrodek i każdy kibel w tym kraju. Jaki rząd by nie rządził! Dziennikarzy, którzy temat za bardzo drążą, wysłać zimą do Białowieży, niech skruszeją, a prawników oskarżyć o działalność na szkodę państwa. Taka jest cena wszelkich sojuszów i nikt nie ma prawa w tym grzebać!

2014-01-28

Kryminał, który się czyta

W tekście Donosy kulturalne z Warmii i Mazur, opublikowanym na stronie pisarze.pl, Józef Jacek Rojek kilka zdań poświęcił Ornatowi z krwi. "Jak bowiem przystało na obszerne i „mroczne tajemnice” nie tylko Fromborka, znajdujemy w tej powieści liczne odniesienia do przeszłości tych okolic, i to przeszłości niemal tysiącletniej, sięgającej  czasów i ludzi, „którzy towarzyszyli biskupowi praskiemu Wojciechowi, co to kilka dni temu dokonał w rzece Raduni masowego chrztu Pomorzan”. Jak i czasów braci Koperników przybyłych na Warmię, stąd też liczne odautorskie sugestie i wynikające zeń sensacje historyczne (...). Atomizacja akcji powieści w stylu Browna to nie tylko intelektualne rozrywki Krzysztofa Beśki z czytelnikami, ale istotne przesłania dla zrozumienia współczesnych zbrodni we Fromborku. Stąd klasyczne wątki kryminalne dziejące się tu i teraz, jak i odniesienia  sensacyjno-historyczne z okresu plemion pruskich, wraz z zastosowaniem  wartkiej akcji i jędrnego języka literackiego przydają tej powieści rangę kryminału sensacyjno-historycznego, który się czyta (...)". Całość

2014-01-27

Podsumowanie 2013

Miło mi donieść, że Ornat z krwi znalazł się wśród 11 najważniejszych książek minionego roku według dr Katarzyny Krzan, literaturoznawcy, recenzentki portalu granice.pl. Czytamy: „Skojarzenia z książkami o przygodach Pana Samochodzika są tu oczywiste, jednak powieść Krzysztofa Beśki niesie więcej niż tylko detektywistyczną przygodę. Jest w tej powieści wszystko, czego czytelnicy mogliby oczekiwać: przygoda, spora dawka historycznej wiedzy, interesujący bohaterowie oraz zagadka, którą niełatwo rozwiązać. Są wszystkie elementy, czyniące z tej powieści materiał na bestseller: tajemnica sprzed wieków, śledztwo, kontrowersje religijne i zbrodnie w łonie Kościoła. (...)” Jakie książki jeszcze zostały docenione, można sprawdzić tutaj

2014-01-24

Na półmetku

Lubię takie momenty. Może dla osoby patrzącej z boku niewiele one znaczą, dla mnie jednak to ważny dzień. Dotarłem dziś do połowy trzeciej części przygód Stanisława Berga. Nie jest to co prawda półmetek wszelkich prac, wszak potem jeszcze "mały ogień", selekcja, rozbiórka mięsa, spojrzenie okiem czytelnika etc. Ale satysfakcja jest. Mały fragment może z tej okazji, świeży, bo z wczoraj, surowy jeszcze: 
Wilhelm Schulz oddawał właśnie stangretowi poduszkę, którą uparła się zapakować Maria Teresa, gdy w drzwiach Lodzinskiej Tiurmy ponownie pojawił major Puszkin.
Ciekawe, czy wpuszczą ze mną Jacentego? – pomyślał stary, bo właśnie uświadomił sobie, że nie da razy sam zabrać wszystkiego; pochłonięty tą myślą, nie zauważył nietęgiej miny zbliżającego się policjanta.
– Nie mam dobrych wieści, panie Schulz – powiedział Puszkin.
– Jednak nie wpuszczą? – Właściciel cegielni odruchowo chwycił się za serce, a tak naprawdę dotknął zgrubienia w wewnętrznej kieszeni surduta, wciąż takiego samego.
– Nie o to chodzi…
Wilhelmowi Schulzowi pociemniało przed oczami.
Zabili…
– Co się stało? – jęknął ledwo słyszalnie. – Co z Helmutem?

2014-01-23

Od Turbota do Ornatu, czyli Czwórka

Byłem dzisiaj gościem audycji Stacja Kultura w programie czwartym Polskiego Radia. Kto nie mógł wysłuchać wywiadu Kasi Dydo na żywo, może nadrobić zaległości na stronie internetowej tutaj

2014-01-22

Stacja Kultura

Zapraszam jutro, to jest w czwartek, 23 stycznia, do radiowej Czwórki. Będę gościem Katarzyny Dydo w audycji Stacja Kultura. Porozmawiamy między innymi o mojej najnowszej książce, czyli Ornacie z krwi. Start parę minut po 11. Relacja video na żywo do obejrzenia pod adresem

2014-01-21

Inferno

Skończyłem lekturę najnowszej powieści Dana Browna Inferno. Czekałem na nią niecierpliwie, gdy tylko okazało się, że została ukończona. Na przekład, na polskie wydanie. Wreszcie upragniona lektura. I co? I dobrze. Lżej, z większym oddechem niż we wcześniejszych powieściach. Miło, że tyle hałasu robi się, używając innego dzieła literackiego, po które teraz być może sięgną czytelnicy na całym świecie. Zacząłem się zastanawiać, jaka polska książka mogłaby spełnić podobną rolę. I czy kogoś by to zainteresowało. Oto bierzemy na przykład Liryki lozańskie Mickiewicza (nie Pana Tadeusza, który wyszedł w 1834 roku, a właśnie Liryki… wydane po śmierci poety) i szukamy w nich wskazówek twórcy, który przed śmiercią ukrył skarb, dzięki któremu planował finansować tworzenie polskiego legionu w Turcji. Chwyta? Polacy wszak nie gęsi! Problem jedynie w tym, że nie uciekniemy od porównań do Browna. 

2014-01-20

Zbuduj swojego U-Boota

Tak brzmi reklamowy slogan. Kiedyś nie do pomyślenia! Co będzie następne? Zbuduj swój obóz koncentracyjny? To już zresztą było, kilka lat temu. Z klocków lego… Ale może się czepiam. Tak czy inaczej, u mnie też pewien okręt podwodny Kriegsmarine się pojawi. W powieści Krypta Hindenburga, która, mam nadzieję, ujrzy światło dzienne jeszcze w tym roku. Mały fragment: 
Tak, pytanie, które zadał mu wuj, słyszał po kilka razy dziennie, odkąd jego okręt, U-491, ruszył z miasta Kohlberg wzdłuż brzegu Bałtyku, w kierunku portu Königsberg. 
U-491 był jednym z serii tak zwanych Milchkühe, czyli podwodnych okrętów transportowych typu XIV przewożących, często na duże odległości, amunicję, paliwo, a także części zamienne dla innych U-Bootów. 
Tym razem jednak liczba osób, które wiedziały, jaki ładunek znajduje się na pokładzie, była ograniczona. Do pewnego momentu nikt z załogi, a wśród niej znajdowało się spora grupa świeżo upieczonych absolwentów szkoły marynarki wojennej, nie wiedział, co wiozą ani jaka jest istota misji. Sam okręt był okrętem-widmo. Alianci, którzy ze szczególną zaciekłością polowali na każdą Milchkühe, byli bowiem święcie przekonani, że ostatnią jednostkę tego typu, U-490, dowodzoną przez kapitana Gerlacha, zatopili jeszcze w czerwcu 1944 roku.
Tymczasem nadprogramowy obrał kurs na wschód i, uszedłszy szczęśliwie sowieckim okrętom podwodnym, polującym na niemieckie transportowce z uciekinierami, bezpiecznie dotarł do Königsbergu. 
Tutaj zatrzymał się jednak na krótko; wkrótce ruszył w górę rzeki Pregel. Minął Tapiau, położone na prawym brzegu rzeki, by następnie skręcić w jej jedyny dopływ, Alle. Po przepłynięciu kilometra w kierunku południowym U-491 dotarł do śluzy Allenburg. 
Na brzegu utwardzonym przy pomocy betonowych płyt czekały ciężarówki. W ruch poszły pokładowe dźwigi, które pod osłoną nocy zaczęły opróżniać luki towarowe, a obciążać kolejne ople kryte plandekami w barwach ochronnych.

2014-01-17

W ciemno

Właściwie powinienem napisać, dopiero gdy przeczytam. Tymczasem ledwo wczoraj nabyłem najnowszą powieść Pawła Huelle Śpiewaj ogrody. Bo są autorzy, proszę państwa, których kolejne książki kupuję po prostu w ciemno. To przede wszystkim trójka pisarzy związanych z Gdańskiem: Günter Grass, Stefan Chwin i Paweł Huelle. Za każdym razem jestem pewien, że czeka mnie literacka uczta. Bo pogranicze, bo Gdańsk i okolice, bo sprawy polsko-niemieckie. Tak będzie i tym razem.

2014-01-16

Rozmowa

Kto nie mógł słuchać audycji na żywo, może teraz odsłuchać ją w sieci. Literacki Wolny Eter jest rzeczywiście literacki i wolny. Kto nie wierzy, niech sprawdzi. Mówiłem, co myślę. A rozmowę, którą poprowadził Rafał Czachorowski, poeta i niestrudzony animator kultury, można znaleźć tutaj

2014-01-14

Hłasko

80. urodziny obchodziłby dziś Marek Hłasko. Pisał tak, jak żył, i żył tak, jak pisał. Twórca arcywarszawski i arcypolski, przez Polskę wygnany. Kaskader literatury, bywalec warszawskich knajp, erotyczny wyczynowiec. I tu powraca pytanie: jak pisałby, gdyby nie pił. Może słabo, może wcale, a może lepiej. Trochę to była poza, zgrywanie się na łobuza, jak piszą we wspomnieniach ludzie, którzy twórcę Pierwszego kroku w chmurach znali osobiście bądź tylko go spotkali. Kim by był, gdyby był pokorny wobec władzy. Dzisiaj pozostała legenda i pozostały książki, które szczęśliwie wszystkie mam na półce i po które regularnie sięgam. Ciekaw jestem, ilu ludzi dziś go wspomina, na ilu lekcjach języka polskiego w szkołach ktoś tę ważną rocznicę przywoła…

Literacki Wolny Eter

Dziś o 18.00 będę gościem Rafała T. Czachorowskiego w audycji Literacki Wolny Eter w Radiu Wnet. Porozmawiamy o Ornacie z krwi, ale pewnie nie tylko, bo program trwa godzinę. Wierzę, że będzie ciekawie. Zapraszam do słuchania. Więcej szczegółów tutaj

2014-01-13

Wyszlifowany warsztat


Pisze DarkLight: (...) Powieść trzyma w napięciu od pierwszych stron, aż do samego końca. Ciekawie skonstruowana fabuła, intrygujące i zaskakujące zagadki przyciągają do lektury jak magnes. Bohaterowie skonstruowani są z krwi i kości, dlatego przyciągają uwagę czytelnika. W miarę brnięcia przez karty powieści, ciekawość czytelnika rośnie. Język powieści jest lekki i barwny, przemawia przez niego wyszlifowany warsztat pisarski autora. Szybkie zwroty akcji, zapierające dech w piersiach intrygi są dużym atutem tej pozycji. Książkę pochłania się niemal jednym tchem. Powieść przepełniona jest emocjami, trzyma w napięciu do samego końca. Zakończenie nawet mnie zaskoczyło. Z pewnością sięgnę po kolejną pozycję spod pióra tego autora. Ornat z krwi jest powieścią bardzo udaną, wnoszącą wiele nowych ciekawych elementów do gatunku. Wątek kryminalny i uczuciowy między dziennikarzem a młodą panią archeolog został przeprowadzony nad wyraz ciekawie. Finał powieści przyniósł totalne zaskoczenie oraz rozbudził mój apetyt na dalszą dawkę odkrywania kolejnych zagadek. (…)" Cała recenzja

2014-01-10

Confiteor

Dokładnie 115 lat temu Stanisław Przybyszewski na łamach krakowskiego "Życia" ogłosił słynny manifest modernistów. To bardzo ciekawa i złożona postać, dla mnie – wciąż do odkrycia. Alkoholik, artysta totalny, szaleniec, którego pod tym względem mogła pobić tylko jego żona, Dagny. A gdyby tak Przybyszewski w 1892 roku nagle znalazł się w Łodzi? 
(...) Stach w milczeniu wytarł sobie twarz chustką, a gdy ta była już całkiem mokra, dokończył dzieła przy pomocy rękawów surduta. Wszystko i tak nadawało się do prania. 
Tymczasem jego współbiesiadnik zadziwiająco sprężyście podniósł się z kanapki, odgarnął z czoła niesforną grzywkę i lekko zatoczywszy się, bez słowa opuścił nyżę.
– Poszedł za potrzebą – wyjaśnił Berg. 
– Kto to jest? – zapytała Maria.
– Mój imiennik, zdolny poeta. Poznaliśmy się w delikatesach Roszkowskiego – wyjaśnił drobiazgowo Stanisław. – Jedzie właśnie z Wągrowca do Krakowa, gdzie ma jakieś interesa do załatwienia. Dwa tygodnie temu wrócił był z Berlina, gdzie wydał książkę... Gdzieś tu powinienem ją mieć... – Stach zaczął szukać po kieszeniach surduta, tak wewnętrznych, jak i zewnętrznych, jednak bez powodzenia, aż w końcu dał za wygraną: – Nieważne.
– Święte słowa – podchwycił Kazimierski. – Odwieziemy cię teraz do domu...
Zur Psychologie des Individuums – wypalił Berg.
– Co?! – zapytali Jan i Maria jednocześnie.
– No, taki tytuł nosi ta jego książka – wyjaśnił ze spokojem detektyw. 
– Powinieneś wypocząć. – Maria przyszła w sukurs Janowi.
– Wiesz, że dokładnie to samo mówiłem Stachowi, gdy opowiedział mi swoją historię? – ucieszył się Berg. – Chłopina nie ma lekkiego życia. W tym Berlinie najpierw studiował architekturę, a potem medycynę, ale bez powodzenia. Aby się utrzymać, pisze teraz do gazety...
– Tak, to naprawdę wzruszające. – Kazimierski ostentacyjnie wyjął z kieszonki kamizelki zegarek z dewizką i sprawdził godzinę. – Za kwadrans zamykają tę budę, więc zbieraj się. Nie jest jeszcze bardzo późno, więc złapiesz kilka godzin snu... (...)
Reszta w Pozdrowieniach z Londynu.

2014-01-09

Zapnij Witkaca

Historia literatury to przekładanie szkieletów z jednej trumny do drugiej – usłyszałem kiedyś. Może i tak. O Mickiewiczu, Słowackim czy Kochanowskim przestajemy słyszeć, gdy zdamy maturę, Sienkiewicz miga w napisach końcowych Potopu w każde święta. Tymczasem trafiłem na ciekawą rzecz – garnitury w najnowszej kolekcji Bytomia noszą imiona znanych polskich pisarzy. Jest więc garnitur Iwaszkiewicz, Gombrowicz, jest też Witkac. To ten niebieski na zdjęciu. Swoją drogą ciekaw jestem, co powiedzieliby na to sami zainteresowani. Czy spodobałyby się im te modele? Iwaszkiewicz na własne życzenie został pochowany w górniczym mundurze, dwaj pozostali też byli nieźli. No dobrze, kojarzy mi się ów niebieski kolor z portretem Marii Białynickiej-Biruli Stanisława Ignacego Witkiewicza. On sam najlepiej czuł się chyba w grubym swetrze, pumpach i berecie. Pozostaje też pytanie, ilu użytkowników tych ciuchów będzie potrafiło wymienić choć jeden tytuł książki patrona? Choć z drugiej strony może to i dobry sposób na promowanie czytelnictwa? Może ktoś sięgnie po Sławę i chwałę tylko dlatego, że wygodnie mu się chodzi w Iwaszkiewiczu?

2014-01-08

Po temacie?

Właściwie miałem tego posta napisać kilka dni temu, 2 stycznia. Ta data kojarzy mi się z moim współlokatorem z internatu Ogólnokształcącego Liceum Wojskowego, Januszem W., który kiedyś tak zabalował w Sylwestra, że obudził się o 7 rano, owszem, ale 2 stycznia właśnie. Przy okazji miałem zamiar ponarzekać trochę na kondycję bohaterów Fabryki frajerów. Na to, że nasza strona www nie działa i nic się w tej sprawie nie dzieje. Że profil na fejsie jest, owszem, ale nikt na nim nic nie pisze. Szkołę tę ukończyło pół tysiąca ludzi. I nic. Gdzie są, co robią? Wiemy tylko o niektórych, powiedzmy o co dziesiątym. O większości z klasy – prawie wszystko. Niemal wszystkie sms-y z życzeniami świątecznymi są od nich (przy okazji wybaczcie, że nie odwzajemniam się tym samym). Czasem jakieś piwko w centrum Warszawy, czasem jakaś mocna nominacja zrobi na nas wrażenie. Wciąż czekamy na pierwsze wężyki i lampasy generalskie. Ale latka płyną i z każdą chwilą oddalamy się od siebie. Każdy ciągnie w swoją stronę, bo praca, bo dzieci coraz większe, bo kredyt, który też nie chce się jakoś zmniejszyć. A ja zastanawiam się, czy jedną powieścią wyczerpałem temat. Pewnie zebrałoby się drugie tyle wspomnień, anegdot, opowieści. I tu chciałbym przywołać, zresztą już po raz kolejny, postać Rafała Sochy, który niedawno wydał (w tym samym wydawnictwie, w którym wyszła Fabryka…) powieść Jak zostałem bażantem. To wspomnienia ze Szkoły Podchorążych Rezerwy. To nie pierwsza pozycja tego autora na ten temat. Jest więc Rękawica koloru khaki, SPR, Uwaga! Po sygnale wydanie broni. Skoro pół roku (zakładam, że tyle) w SPR zaowocowało u pana Rafała tyloma książkami, ile powinienem napisać ja po czterech latach? Czyżby kolejny bohater, którego stworzę, miał mieć życiorysie epizod z Leśnej 1? Niewykluczone, że tak będzie.

2014-01-07

Kod Kopernika, czyli Ornat z krwi

Pisze Ewa Czarnowska-Woźniak na łamach toruńskich "Nowości": (...) Równoległy plan (a nawet plany) przenosi nas w czasy dawne i dawniejsze – raz w wiek chrystianizacji Pomorza, raz w średniowiecze. Tu w fabularyzowanej historii spotykamy już to świętego Wojciecha, już to braci kanoników, Mikołaja i Andrzeja Koperników. I tu, i tu śledzimy wydarzenia, które – jak się spodziewamy – mogą mieć jakiś (przełomowy?) ciąg dalszy aż w naszym wieku. I tak w Ornacie z krwi oczywiście będzie. Żeby analogii z twórczością Browna stało się zadość, musi pojawić się odrzucony społecznie zabójca w mnisim habicie, przygarnięty i sterowany przez Mistrza (tu zwanego Pasterzem), realizującego swe mroczne cele... Te punkty wspólne konceptu to wcale nie przytyk, bo pokaźną powieść Beśki czyta się wartko (do czego autor już zresztą zdążył przyzwyczaić w poprzednich książkach). Nie trzeba sobie jednak obiecywać, że to literatura, która da więcej niż prostą przyjemność lektury. Proszę państwa, Brownowi nie chodziło przecież o nic więcej. No, może tylko liczył z tej okazji na kasę, której i Krzysztofowi Beśce życzę." całość

2014-01-03

Złodziej?

Miesiąc temu odczułem ogromną potrzebę przeczytania dwóch książek. Chodzi o dwie książki Zbigniewa Nienackiego, o których już tu wspomniałem. Jako że żaden antykwariat ich nie miał, postanowiłem zapisać się do najbliższej biblioteki, która te dwie pozycje ma. Udało się. Problem w tym, że jako osoba bez warszawskiego meldunku musiałem zapłacić za tę przyjemność 50 złotych tytułem kaucji. To nic, że miałem ze sobą umowę najmu z warszawskim adresem. To nic, że zostałem spisany z dowodu. Jestem potencjalnym złodziejem! Dobrze. Przeczytałem, kilka dni temu oddaję. Wraz z książkami podaję też kwitek i wołam o zwrot. Okazuje się, że była to kaucja nie za książki, ale za kartę biblioteczną. – Czy chce się pan wypisać? – pyta pani zasadniczo. – Wygląda na to, że tak – odpowiadam. Nikt nie będzie obracał moimi pieniędzmi, nawet tak małą kwotą. Tak się skończyła moja przygoda z biblioteką na Bielanach. Zaraz idę po Kartę Warszawiaka, bo jako osoba, która płaci tu podatki, mogę ją mieć. I korzystać ze zniżek. Ciekawe, czy instytucję kultury do tego kiedyś dorosną? 

2014-01-02

W piątce

Ornat z krwi został wskazany przez dr Bernadettę Darską jako jedna z pięciu najważniejszych powieści kryminalnych minionego roku. Kogo jeszcze wyróżniła znawczyni gatunku, można sprawdzić tutaj

2014-01-01

Dziennik 1954


"W imię Boże rozpoczynam ten dziennik, jak zawsze to robię z racji świąt, początków, rocznic i innych powodów do metafizycznych sentymentów, rozrzewnień i w ogóle przy każdej okazji, jaka się to tego nadaje" - tak zaczynał jedno ze swoich najważniejszych dzieł Leopold Tyrmand. Było to dokładnie 60 lat temu. Pisał z potrzeby wyrzucenia z siebie wielu rzeczy, pisał z potrzeby pisania, nie mogąc pisać powieści; po trzech miesiącach zresztą pracę tę zarzucił, by zabrać się za Złego. Pisał wreszcie ze świadomością, że to, co tworzy, będzie kiedyś upublicznione. Tak powstała po latach wersja na zdjęciu, apokryf. Ja osobiście wolę wersję oryginalną wydaną przez Prószyńskiego. Często do niej wracam. Dziś rolę takich dzienników spełniają blogi, także i ten. Co bardziej osobiste, intymne, codzienne zamieszczam od lat w kalendarzach. Mam nadzieję, że nikt poza mną nigdy do nich nie zajrzy.