2013-07-31

Nie jest za późno

I jeszcze parę słów na temat ukrywających się zbrodniarzy wojennych. We wczorajszych Wiadomościach podano, że Centrum Szymona Wiesenthala daje 25000 euro za wskazanie nazistowskiego zbrodniarza, a tych, jak się okazuje, jeszcze jest coś koło setki. Ciekawe, czy któryś z nich wybrał się kiedyś na wycieczkę autokarową do naszego kraju… 

Tymczasem podano drugie danie: ziemniaki, kotlet schabowy z odrobiną przesmażanej kapusty, zestaw surówek. Młodziutka kelnerka sprzątnęła talerz z niedokończoną przez Franka zupą, zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować. Na tym miejscu jej kolega postawił po chwili talerz z drugim daniem. 
 Ale Frank nie wracał. 
 – Wszystko w porządku? Smakuje państwu obiad? – zapytał Schwarzów Stefan Ludwiszewski, kończąc tradycyjną rundkę między stolikami.
 – Ja, gut – odpowiedział Erich.
 Kolejna wymiana spojrzeń z żoną kazała mu jednak zrewidować opinię.
 – Frank Prochnov wyszedł do toalety i długo nie wraca – rzekł, robiąc zbolałą minę, jakby to jemu samemu dokuczała wstydliwa choroba. – Trochę się o niego martwimy.

2013-07-30

Pan Samochodzik i Fantomas

Tę pozycję zabrałem ze sobą na wakacyjne plażowanie, tym samym zamykając cykl powtórek z Pana Samochodzika. Cykl kolejny i z pewnością nie ostatni. Pierwsza refleksja: gdyby ktoś napisał taką książkę dziś, zjechaliby go z miejsca. Za co? A za zbyt dużą ilość opisów Francji (być może 40 lat temu była to frajda, dziś można wszystko obejrzeć w internecie albo po prostu pojechać) czy zbyt dużą uwagę poświęconą malarzom. Teraz czytelnik jest niecierpliwy, chce akcji. Ale już intryga, którą wysmażył Nienacki, świetna. Metoda Fantomasa też. No i dowiedziałem się, co palił pisarz – Amphorę (widać na zdjęciu) pomieszaną z polskim tytoniem Najprzedniejszy. I tak sobie myślę, że pewnie niejeden raz będą mnie jeszcze pytać podczas spotkań promocyjnych Ornatu z krwi o Pana Samochodzika.

2013-07-29

Priebke i inni


Ornat z krwi jeszcze w maszynach drukarskich, a ja już myślę o tym, jak możliwie ciekawie skomplikować życie bohaterów w drugiej części przygód Tomasza Horna. Książka już jest, ale dochodzi "na małym ogniu". Postaci w niej sporo, sporo się dzieje. Jakiś czas temu zastanawiałem się, czy jest jeszcze sens pisać o ściganiu hitlerowskich zbrodniarzy wojennych w książce, która rozgrywa się tu i teraz. Bo i ile lat mają ci ludzie? A no na przykład taki hauptsturmführer Erich Priebke, odpowiedzialny za egzekucję 335 Włochów w 1944 roku, obchodzi dzisiaj setne urodziny! Do 1994 roku ukrywał się w Argentynie. Teraz odsiaduje karę dożywocia w… domu spokojnej starości.

2013-07-22

Od pomysłu do finału

Dokładnie 5 lat temu, siedząc na plaży w Ustroniu Morskim, wpadłem na pomysł powieści, w której podważyłbym oficjalną wersję śmierci św. Wojciecha. Pomógł mi w tym Turbot Grassa, choć apetyt na powieść sensacyjną ze szpiegami, która rozgrywałaby się na Wybrzeżu, miałem od dłuższego czasu. Dziś, także na plaży, patrzę na efekty swojej pracy, czyli zatwierdzam redakcję. Koło się zamyka, coś się w końcu wykluwa. Efekty pachnące świeżą farbą drukarską już niebawem. A ja idę do wody.

2013-07-17

Międzylądowanie

Między jednym wyjazdem a drugim. I znów wspomnienie. Ćwierć wieku temu upuszczałem Bieszczady, zakochany w tych górach. Wiedziałem już, o co chodzi Jerzemu Harasymowiczowi. To był początek mojej fascynacji Bieszczadami i księciem poetów, który w tym roku obchodziłby 80. urodziny. Spakowałem zatem ten wielki plecak (jak coś takiego człek mógł na grzbiecie nosić?!), wyjechałem z Wetliny i kierowałem się na północ, dokładnie na Grunwald, gdzie rozpoczął się zlot harcerstwa polskiego.

2013-07-12

Dziura w niebie

Tej książki Tadeusza Konwickiego jeszcze nie czytałem. Może dlatego, że najbardziej lubię te warszawskie. Wileńskie mniej. Ale sięgnąłem po nią, bo jest w domowej bibliotece. A po drugie jej akcja rozgrywa się w roku 1938, czyli dokładnie tak jak mój Autoportret z samowarem, który właśnie kończę cyzelować. Chodziło mi o to, jak wówczas mówiła młodzież. Rzadko wcześniej spotykałem się z takimi słowami, jak "drefić", "mitrężyć" czy "iść samowtór". Prócz tego to piękny portret utraconej krainy dzieciństwa… Ja na szczęście swoją jeszcze mam. Jutro tam jadę!

2013-07-09

Dobry wybór

A jednak nie zbłądziłem, a przynajmniej nie tak bardzo, skoro Cezary Polak pisze w najnowszym „Przekroju”, że „Polski kryminał przeżywa boom ilościowy i jakościowy. Co tydzień ukazują się dwie premiery książkowe, za opisywanie morderstw biorą się autorzy kojarzeni dotychczas z literaturą wysoką, pojawiają się przekłady i pochlebne recenzje na Zachodzie. Polski kryminał wyrwał się ze środowiskowego getta i choć jeszcze nie nadrobił wszystkich zaległości do Skandynawów i Anglosasów, stał się ważnym zjawiskiem literackim i najbardziej spektakularnym trendem w naszym piśmiennictwie na początku XXI w. (...)”.


2013-07-08

Klimat specyficznego miasta

Pisze emindflow na lubimyczytac.pl : "W ostatnim czasie ukazało się sporo polskich tzw. retro-kryminałów, ale żaden z nich nie rozgrywał się w Łodzi. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po książkę Krzysztofa Beśki i zostałem mile zaskoczony. Autor skonstruował bardzo interesującą fabułę, którą ulokował w XIX-wiecznej Łodzi. Świetnie oddał klimat tego specyficznego miasta, w którym, jak w żadnym innym do tego stopnia, wymieszały się cztery narodowości, kultury i religie. Książkę czyta się doskonale – akcja jest dynamiczna, ciągle coś się dzieje, a całość wieńczy całkiem zgrabne zakończenie (...)" całość tam

2013-07-05

Do Kaliningradu

PKS w Olsztynie uruchomił właśnie nowe, codzienne połączenie autobusowe do Kaliningradu. Bohaterowie Ornatu z krwi też wybrali ten środek lokomocji. Niestety, nie mają zamiaru ani zwiedzać, ani handlować… Wariat. Po prostu wariat! – pomyślał Horn.
– My jednak nie pozwolimy, żeby nami pomiatano. Pismo mówi jasno: nie mniemajcie, że przyszedłem, by przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem, przynieść pokój, ale miecz...
Wydawało się, że kolejne słowa, jakie wyrzekł Pasterz, wypowiada tak naprawdę ktoś inny: zdania, które padały, były bowiem krótkie, rzucane szybko, jakby... wyszczekiwane.
– Podaję cel dla grupy uderzeniowej numer jeden: siedziba mera Kaliningradu. Grupa uderzeniowa numer dwa: port lotniczy w Kaliningradzie. Numer trzy: sobór Chrystusa Zbawiciela. Cztery: podrzucenie „konserwy” w centrum handlowym. Przejazd przez granicę ułatwią nam nasi bracia...
W tym samym momencie uszu Horna znów doszło zagadkowe stukanie. Słyszał je chwilę po tym, jak ruszyli z ośrodka. Szybko jednak przestało, więc wytłumaczył je sobie kiepskim stanem technicznym autokaru. 
Teraz jednak stali w miejscu.

2013-07-04

Cud i… zbrodnia

Dwa obiekty z Warmii i Mazur kandydują do miana nowego cudu Polski w konkursie miesięcznika „National Geographic”. Wzgórze Katedralne we Fromborku i Piramida w Rapie. Tak się składa, że w tych dwóch miejscach rozgrywają się krwawe sceny w dwóch  nowych powieściach kryminalnych, moim Ornacie z krwi, który ukaże się już za miesiąc, i Królu Tyru Tomasza Białkowskiego. Może ktoś zagłosuje po lekturze, a może sięgnie po książki po wizycie w tych miejscach. Tak czy owak, zapraszamy. Więcej o konkursie tutaj

2013-07-01

Borsuki

Coś więcej tu ostatnio wspomnień niż relacji z tego, co w temacie pisania dzieje się na bieżąco. Ale to nic. Jeszcze się będzie dziać. Poza tym nie mam miejsca, gdzie mógłbym takie przemyślenia umieścić. W książkach nie, bo szanuję czytelnika i jego czas. A zatem blog. I kolejna rocznica. Równo 30 lat temu wyjeżdżałem na swój pierwszy obóz harcerski. Był to mój pierwszy w życiu tak długi wyjazd z domu; wcześniej nie jeździłem na kolonie i później też, na szczęście. Obóz zorganizowano niedaleko wsi Borsuki nad Bugiem, województwo Biała Podlaska. Kiedy dziś opowiadam o tym, co się tam działo, ludzie łapią się za głowę. Dziś taki obóz zostałby zamknięty pierwszego dnia, a jego organizatorzy aresztowani. Zero bieżącej wody, mycie w rzece Bug, mydłem, szamponem, więc i z ekologią na bakier. Mycie naczyń tamże. Wszystko jednak stawało się niemożliwe, gdy w górze rzeki chłop poił bydło. W lesie latryna z gałęzi, dół w ziemi. Kuchnia polowa. Namioty NS (jak na zdjęciu). I tak trzy tygodnie. Zbieranina dzieci z gminy Iława i gmin sąsiednich. Nic dziwnego, że gdy wróciłem, brud odpadał płatami. Przyznaję, nie radziłem sobie. Także z kolegami w namiocie. Ale to i tak było nic w porównaniu z innym kolegą, który z obozu harcerskiego wrócił z odbitą śledzioną. Niestety, nie spowodowało to niechęci do harcerstwa. Wręcz przeciwnie. Choroba ta miała potrwać równe dziesięć lat. Opisałem tę chorobę w jednej ze swoich książek, ale z kolejnej autokorekcie wszystko wyrzuciłem. Nie ma co serwować czytelnikom czegoś takiego. Ale na blogu? Czemu nie? Jeszcze powywlekam.