Tej książki Tadeusza Konwickiego jeszcze nie czytałem. Może dlatego, że najbardziej lubię te warszawskie. Wileńskie mniej. Ale sięgnąłem po nią, bo jest w domowej bibliotece. A po drugie jej akcja rozgrywa się w roku 1938, czyli dokładnie tak jak mój Autoportret z samowarem, który właśnie kończę cyzelować. Chodziło mi o to, jak wówczas mówiła młodzież. Rzadko wcześniej spotykałem się z takimi słowami, jak "drefić", "mitrężyć" czy "iść samowtór". Prócz tego to piękny portret utraconej krainy dzieciństwa… Ja na szczęście swoją jeszcze mam. Jutro tam jadę!