2016-09-30

O promocji w TVP Olsztyn

Jeszcze raz dziękuję za wspaniałe spotkanie w Olsztynie, a materiał można obejrzeć tutaj


2016-09-29

Dawnych książek czar

Staś ma przeczytać lekturę O psie, który jeździł koleją. Powiedziałem, że mu przywiozę z Iławy swój egzemplarz. No i mam. Pamiętacie, jak była bida i nie wychodziły książki? Wtedy czasopisma, by pomóc uczniom, dołączały je do poszczególnych numerów. Ale jak! Pół "Przyjaciółki" trzeba było wyjąć, zagiąć odpowiednio, przeciąć i zszyć. Tak powstawała książeczka. Zebrało się tego trochę w mojej biblioteczce, bo muszę się przyznać, że nie wyrzuciłem nigdy żadnej ze swoich książeczek. Zostało wszystko: od serii Poczytaj mi, mamo po właśnie takie wycięte z gazety lektury.

2016-09-26

Powrót nauczyciela tańca

Kolejny Mankell, też za dychę z supermarkecie, czytany właściwie z rozpędu, choć to jeszcze nie jest flagowy Wallander. Już wiem, czemu te szwedzkie kryminały są takie opasłe. "Poszedł, przeszedł, zadzwonił, przejechał, po drodze minęły go dwa samochody, napił się kawy, pomyślał". I tak pięć stron poszło. Ja bym to chyba szybciej załatwił, nie o wiele. Nie męczy tak Mankell jak choćby Larsson w serii Millennium. Nikt nie nie robi zakupów w Ikei przez szesnaście stron. Ciekawy temat z tym tropieniem nazistów, sam z niego skorzystałem w Krypcie Hindenburga. W połowie książki już właściwie wiesz, o co chodzi, a tu nagle jednak nie wiesz. Trochę denerwuje, że czytelnik dwa razy dowiaduje się tego samego, raz od zabójcy, dwa od policjantów. Ale czas spędzony nad tą książką niezmarnowany, to ważne.

2016-09-21

Książka. Nie gazeta

O ile w przypadku cyklów powieściowych o Stanisławie Bergu i Antku mi to nie przeszkadza, a wręcz nie wyobrażam sobie, by nie operować dokładnym datami – przynajmniej niech to będzie miesiąc (bo pogoda i okoliczności przyrody) i rok, o tyle w przypadku Tomasza Horna, bohatera Ornatu z krwi i Krypty Hindenburga, jakoś tego unikam. Tylko miesiąc. I siedem dni, podczas których rozgrywa się akcja. Właśnie przy okazji autokorekty trzeciej części cyklu złapałem się na tym, że saperzy przeprowadzają rozminowanie Westerplatte, bo lada dzień będzie okrągła rocznica zakończenia wojny. No nie, jakoś nie. ostało normalne rozminowanie, wszak i dziś pewnie coś by się na półwyspie znalazło. Podobnie wyrzuciłem jakąś wzmiankę o skazanych za głośnie kiedyś przestępstwo. Książka to jednak nie gazeta. Akcja rozgrywa się współcześnie. I tyle. Dokładne daty zostały za to w rozdziałach o Koperniku.

2016-09-20

Wymarzony rejs

Myślałem, że to już za mną. Ale koledze z dawnego zespołu się nie odmawia. Odpowiednio ponaglony porannym telefonem, usiadłem i poprawiłem tekst nowej piosenki Shantażu. Poprawiłem po kimś, kto stawia pierwsze kroki w drodze tekściarza. Generalnie idzie w dobrym kierunku, ale przed nim jeszcze sporo pracy. Tytuł Wymarzony rejs.

2016-09-19

Kot

Nazwijmy go Kotem, choć wcześniej był rybą. Jakkolwiek to brzmi. Kot odezwał się jakiś czas temu i mówi, że oklapłem. Może nie jeśli chodzi o energię, z którą zasiadam do pisania kolejnych książek i energia ta nie słabnie, czego efekty widać. Jemu chodzi o to, że potem nic albo prawie nic się z tym nie dzieje. Że, owszem, powieści są w empikach, a to już coś, w dodatku niektóre są tam pięknie promowane. Ale nie ma mnie w mediach tyle, ile powinno być. Że nie ma recenzji, a nawet krytyk, który wydawał się życzliwy, się wypiął. Że produkt jest, ale nie jest należycie pokazany. Że trzeba utrwalać markę, która nazywa się KRZYSZTOF BEŚKA. A ten blog – choć piszę tu codziennie, skrupulatnie, nie boję się mówić, co myślę – tego nie zmieni. Że nie chwytam życia tak silnie jak kiedyś, nie brnę do przodu z takim impetem jak przed laty, gdyśmy się poznali. I że będzie nade mną pracował. Co ja na to? Pomocnej dłoni się nie odtrąca, to jasne. Kot ma rację. W tej chwili na piedestale są twórcy wydający jedną książkę rocznie, książkę, na którą się czeka. A przynajmniej robi się z tego szum. Ja w ubiegłym roku wydałem trzy, w trzech seriach. I cisza. Nikt mnie nie widzi. Nie zaprasza, kurwa, do telewizyjnego programu o książkach choćby z ciekawości, jak to fizycznie jest możliwe… Trzy w roku! Czy Kot pomoże? Wierzę, że tak.

2016-09-17

Stosik

Złapałem się na tym, że równie mocno co samo pisanie kręci mnie przygotowywanie do tematu, w tym lektury towarzyszące. Zaczyna już po mnie chodzić Berg kolejny, a wraz z nim także książki, które będą mi towarzyszyć. Niektóre stare, inne nowiusieńkie, jak Mock.
 
 

2016-09-15

Włoskie buty

Nie przekonywały mnie jakoś dyskusje i zachwyty kolegów z redakcji. Nawet gdy umarł, nic nie poczułem. Dopiero gdy o Mankellu zaczął opowiadać nasz pilot wycieczki podczas jazdy z Ystad do Malmö, a potem gdy dwie książki tego autora ujrzałem na wielkiej półce w Carrefourze, za jedną czwartą ceny, pomyślałem, że trzeba. Na pierwszy ogień poszły Włoskie buty. To coś w rodzaju Stary człowiek i morze, ale w o wiele większym rozmachem. Znów są hektolitry wypitej kawy, zimne morze, gęste lasy, ludzkie wybory i to, że życie zaskakuje. Wszystko to na przestrzeni nieco ponad roku. Potrzebna, krzepiąca lektura.

2016-09-14

Siedem dobrych lat

Jakiś głos podpowiadał mi, bym poznał wreszcie Etgara Kereta. Dotąd znałem go tylko jako posiadacza pracowni, mieszczącej się w najwęższym domu na świecie, na warszawskiej Woli. Gdzieś tam mignął chyba u Makłowicza i w filmie Facet (nie)potrzebny od zaraz. Jakiś czas temu otrzymał polski paszport, dzięki czemu śmiano się, że przybył nam świetny pisarz. Musiałem się przekonać, czy świetny. Dlatego przeczytałem Siedem dobrych lat. To krótkie, pogodne, ciepłe opowiadania. Czyta się to świetnie, mimo że autor nieraz porusza tematy ciężkie, jak choćby zagładę Żydów czy to, co się w Izraelu dzieje teraz. Właściwie miałem sobie tę lekturę zostawić na czas, gdy tam ruszę, a taki mam zamiar. Ale się mi po prostu wzięło i przeczytało. A raczej połknęło.

2016-09-13

Horn 3

Jak dobrze znów poczuć znajome emocje. Robię!


2016-09-12

Koncert Stana

To nie tylko wielki piosenkarz, ale też kolega z tego samego wydawnictwa Melanż. Dziś Stan Borys świętuje 75-lecie urodzin i 55 lat na scenie. Koncert będzie transmitowany na żywo w Radiu Dla Ciebie. A ja usiądę na sali koncertowej w pierwszym rzędzie!


2016-09-09

Praca rąk

Z początku swojej przygody z pisaniem pamiętam taki dialog: "Z pracy rąk się utrzymuj, chamie jeden! A co to ja… dupą piszę?!". A moi dwaj koledzy z Liceum Wojskowego, Paweł i Marcin, robią własnymi rękami takie rzeczy, jakże przydatne podczas weekendowego relaksu nad wodą, jak również w codziennej pracy. Piękne, prawda? 


2016-09-08

Sześć wcieleń Jana Piszczyka

To jedna z lektur z obowiązkowych. I, dodajmy, spóźnionych, bo powinienem  po nią sięgnąć przy okazji pisania Autoportretu z samowarem, bo i korporanci, i faszyści na uniwersytecie, i getta ławkowe. Ale i teraz była to miła i potrzebna lektura. Film Munka, o którym pisałem niedawno u siebie w gazecie, jest bardzo wierny powieści. Narracja stylizowana na list też bardzo przypadła mi do gustu. Pozostaje pytanie: czy do jednego człowieka może przyczepić się tyle pecha? Pewnie tak, sam znam wielu takich ludzi.

2016-09-07

Mieszane uczucia

Parę słów o Ornacie z krwi: (…)"Horn i Ewa Rimmel muszą zmierzyć się z niebezpieczeństwami i tajemnicami, które niczym klątwa faraona z piramidy, wyszły z otwartej podczas wykopalisk krypty. Tajemnice Wojciecha, biskupa praskiego i braci Koperników, zagadkowa konfraternia, mroczny i niebezpieczny Pasterz. Zgony kapłanów nie pomagają rozwikłać powiązań między nimi, bo na pierwszy rzut oka nie są to napady rabunkowe – dopiero z czasem staje się jasny nie tyle przedmiot poszukiwań, co kierunek, jakim podążać. Mam mieszane uczucia po lekturze tej powieści. Świetny pomysł na fabułę, wartka akcja, zróżnicowane postaci, mimo zasadniczego wątku religijnego – brak nut schematycznego antyklerykalizmu (czego się obawiałem, bo nie znoszę takich uproszczeń), a wręcz zbalansowane podejście i sympatyczne, angażujące czytelnika postaci „z obu stron barykady”, jeśli można to tak określić. Wiele też tu interesujących szczegółów i ciekawostek z historii regionu. Czy zasadne jest blurbowe porównanie do Dana Browna? Z pewnością nasunęła je tematyka, ale i sprawnie, wartko poprowadzona fabuła. Książka niejako czyta się sama. Zagadka nie jest łatwa, wiele zachowań bohaterów zastanawia i zaskakuje (…)" całość tutaj

2016-09-06

Świnoujście

Nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak rozległe. Wiele nerwów kosztowało nas, by przedostać się na drugą stronę Świny, bo prom w mieście jest tylko dla pojazdów z rejestracją ZSW. A potem nieźle się musieliśmy napocić, nim dotarliśmy na falochron do słynnego wiatraka. Ale pięknie było, pogoda dopisała, szerokie plaże, nie było żadnych problemów ze znalezieniem miejsca do plażowania przez te dni. Od wiatraka szliśmy wzdłuż rzeki, wpływał właśnie statek, jakaś pani bawiła się z psem. Ten obraz zostanie we mnie na długo. Chciałem się wprosić na okręt wojenny, bo w Świnoujściu mam dwóch kolegów z liceum wojskowego, bohaterów Fabryki frajerów, dziś komandorów podporuczników. Ale byli na urlopie. Zbycha spotkałem przypadkiem na ulicy. Pogadaliśmy chwilę. Trochę za krótko, bo nie widzieliśmy się ponad 20 lat.


2016-09-05

Wyspa Møn

Dzisiaj ostatni wpis z szalonej wyprawy na północ. Nazajutrz po zwiedzaniu Kopenhagi zapakowaliśmy się autokar i ruszyliśmy na wyspę Møn, słynącą z kredowych klifów. Zejście na dół po kilkuset schodach nie było łatwe, a co dopiero wejście z powrotem. Dziecko biadoliło trochę. Klif piękny, choć piękniejszy widziałem 30 lat temu na Rugii, do tego słońce skryło się za chmurami. Wspaniała scenografia do walki na śmierć i życie, która mogłaby się odbyć na szczycie… Emocje zapewniono nam także i potem, gdy w sklepie na górze włączył się alarm pożarowy. Szybko przyjechały trzy jednostki. Niczego nie znaleźli, a w nagrodę za fatygę każdy strażak dostał loda na patyku.


2016-09-02

Kopenhaga

Po ostatnim wpisie dokumentującym naszą podróż trochę się zniechęciłem do zdjęć. Strasznie dużo szarpania. Nie chce mi się. Dlatego teraz poprzestanę na dwóch. Kopenhaga to miasto Hansa Christiana Andersena, twórcy baśni dla dzieci, między innymi tej o Małej Syrence, która jest dziś symbolem miasta. Urodził się 2 kwietnia, jak ja, więc jakoś zawsze był mi blisko. Choć ostatnio spotkałem się z wieloma opiniami, że zbyt normalny to on nie był. Ale pod pomnik iść musiałem. Zwiedzanie miasta trochę z autokaru, trochę na nogach, w ostatnim etapie na omdlewających i samemu, co syna nie chciałem ciągać. Rower by się przydał, a to najważniejszy w Kopenhadze środek transportu. Międzynarodowy tygiel, nawet muzykanci na ulicach jacyś bardziej zdolni od naszych, trzeba to przyznać. Mieliśmy też szczęście, bo przy pałacu królewskim spotkaliśmy następcę tronu, księcia Fryderyka. Jechał autem co prawda, ale to zawsze coś. Chętnie tam wrócę. 

Hans Christian Andersen. Można zrobić zrobić sobie z nim zdjęcie,
jakie się chce. Nawet wejść na kolana. Pan Japończyk ma taki zamiar.
Z naszym Mickiewiczem czy Słowackim raczej nie…
Ja i Den Lille Havfrue.


2016-09-01

Początek


Kiedyś przeprowadzałem wywiad z aktorem Zbigniewem Zamachowskim, który powiedział mi, że w jego domu rok zaczyna się nie 1 stycznia, a 1 września. I chyba coś w tym jest. Tego dnia zaczyna się szkoła, wszystko rusza po letnim uśpieniu, a mój syn zakłada taki oto krawat. A zatem: oby nam się!