2016-02-29

Kilka wakacyjnych wieczorów

Kolejna recenzja na Zapomnianej Bibliotece: (...)"Znacznie bardziej pasjonujące od przygód Tomasza Horna, są jednak dramatyczne, mroczne i pełne napięcia historie rozgrywające się  przed niemal siedemdziesięciu laty w Tannenberg-Denkmal i okolicach. Karkołomna podróż ciężarówką z bezcennym ładunkiem przez pokryte śniegiem mazurskie bezdroża, na których zaczynają się już pojawiać czołgi z wymalowaną czerwoną gwiazdą na wieżyczce, czy oczekiwanie niemieckich mieszkańców Prus Wschodnich na ostatni pociąg, który może uchronić ich przed nieuchronnie zbliżającymi się sołdatami…  Trochę szkoda, że autor nie powędrował tym tropem i nie stworzył stricte wojennej powieści przygodowej. Podobnie jak w przypadku pierwszej z książek Krzysztofa Beśki o przygodach Tomasza Horna Ornat z krwi, również na ponad czterystu stronach niniejszej powieści nie brakuje niespodziewanych zwrotów akcji, pełnych niebezpieczeństw eskapad ciemnymi korytarzami dawnych pruskich budowli, pościgów i strzelanin. Sceneria mazurskich miasteczek, dynamiczna fabuła, kilka splatających się wątków, wszystko to sprawia, że książkę, która choć ukazała się w sezonie zimowym, można polecić jako całkiem niezłą lekturę na kilka wakacyjnych wieczorów. Całość

2016-02-26

Fachowiec

To pierwsza powieść Wacława Berenta. Dość krótka. I smutna. Tytułowy fachowiec skończył gimnazjum, a jako że nastał czas, w którym liczył się tylko wielki przemysł, poszedł do fabryki. Niestety, nie jako inżynier, no bo gimnazjum tylko, a zwykły robotnik. Przy okazji kocha się w pewnej pannie, utrzymuje młodszego brata, próbuje pisać. Szczególnie ciekawa jest swego rodzaju pocztówka przedstawiająca Warszawę końca wieku. Natomiast gdy doszedłem do sceny w kawiarni, gdzie nie chcą Kazika obsłużyć, bo źle wygląda, nawet ciasteczek sprzedać, choć leżą, przypomniałem sobie, że w dzieciństwie widziałem film telewizyjny zrealizowany na podstawie tej powieści. W filmie bohater się chlasta na końcu, w książce daje dalej po sobie skakać. Po książkę sięgnąłem, gdyż powstała w 1895 roku, a w tym czasie rozgrywa się powieść, nad którą obecnie pracuję. Z robotniczym pozdrowieniem!

I jeszcze mała ciekawostka. Książka ma 60 lat
i wiele wskazuje na to, że jestem jej pierwszym czytelnikiem.
Na dowód wrzucam zdjęcie nierozciętych kartek.

2016-02-25

Rikszą do nieba

Dobra, czas się pochwalić i tu, skoro na Facebooku już jest!


2016-02-24

Krytyka zbrodniczego rozumu

Książki Michaela Gregorio nie mogłem nie przeczytać, to wszak chyba jedyny kryminał, którego akcja rozgrywa się w Królewcu. Mamy tu początek wieku XIX, srogą zimę i wezwanego do miasta nad Pregołą prokuratora, który ma rozwiązać zagadkę serii morderstw. Wkrótce zyskuje pomocnika – i to nie byle jakiego, bo samego Immanuela Kanta! Co z tego wynikło? A no całkiem zgrabnie skrojony kryminał, ciekawą intrygę, zaskakujące zakończenie, choć ja wolałbym jednak czas akcji inny, jakieś 80-90 lat później. Tylko że wtedy nie byłoby znanego filozofa, chyba najbardziej znanego mieszkańca tego miasta. Co jeszcze? Przez cały czas towarzyszymy tylko bohaterowi, który prowadzi śledztwo, co nie jest w moim guście. Wolę jednak jakieś urozmaicenie, bo co to za film, w którym cały czas idziemy za jednym bohaterem. Piszący recenzje nazywają to tłumem w moich książkach, ale ich pierdolę.

2016-02-23

Fascynacje narracją Nienackiego

Parę słów, na początku miłych, a potem cierpkich (choć nie wiem czemu, chyba ktoś nie doczytał, a może to już przesyt moimi książkami, a w 2015 wyszły 3; o tym, że nie każdy jest w stanie to znieść, napiszę niedługo) na stronie strefa autora: „(…) Co łączy oskarżonego o zamordowanie ukraińskiej prostytutki europosła z tajemniczymi zabójstwami niemieckich turystów, fragmentami mauzoleum Hindenburga, zniknięciem pomnika z centrum miasta i bursztynową komnatą. Jak powiązać tak odległe wątki? Historię z pierwszej wojny światowej z losami bursztynowej komnaty? A do tego wszystko wplątać w całą awanturę zdawać by się mogło przypadkowego dziennikarza i piękną policjantkę? Do tego potrzeba talentu Krzysztofa Beśki, który po raz kolejny udowadnia swoje fascynacje narracją Zbigniewa Nienackiego. Mamy tu bowiem nawet archeologów, a rzecz dzieje się na Mazurach, gdzie łatwo o niemieckich poszukiwaczy skarbów. Tak się jakoś złożyło, że potomkowie dawnych mieszkańców tych terenów święcie wierzą w ukryte gdzieś tutaj cenne artefakty. By je zdobyć są gotowi posunąć się do najgorszych czynów. Stanowi to niezłą pożywkę dla wyobraźni (…)”. całość

2016-02-19

w 10 książek o Łodzi

Ale ja nie pochodzę z Elbląga!
Kto jeszcze znalazł się w topce? Zobacz tutaj


2016-02-17

Z niebywałym rozmachem

Kilka miłych i krzepiących słów o Ornacie z krwi na stronie Zapomniana biblioteka: "(…) Wakacyjny klimat, sceneria zabytkowych kościołów w Kwidzynie i Fromborku, wykopaliska w świątyni, imię głównego bohatera, piękna współtowarzyszka przygody, tajemniczy przeciwnik, wiekowe księgi, zaszyfrowane wskazówki, zagadka historyczna, być może skarb… Pierwsze strony Ornatu z krwi sugerują czytelnikowi, że będzie miał do czynienia z historią zbliżoną do cyklu książek Zbigniewa Nienackiego o przygodach Pana Samochodzika, a szczególnie z powieścią Pan Samochodzik i Templariusze. Dalsza część książki, napisana z niebywałym rozmachem, to już jednak sensacyjna historia, trochę w stylu filmów z Jamesem Bondem, w której nie brakuje mocnych scen, strzelanin, pościgów i gwałtownych zwrotów akcji. (…)" Całość

2016-02-16

Retrobiblioteka





































Całość recenzji tutaj

2016-02-15

"Podgląd" nr 1(4)/2016, s. 153-159

 Cały fragment przeczytać i cały numer ściągnąć można tutaj



2016-02-12

Dzień Pisania Piórem

Przypada dziś, w rocznicę wynalezienia pierwszego pióra wiecznego przez Watermana. Nie napiszę dziś nic piórem, bo jestem wyjechany, ale napiszę tu o swoim piórze. Był sobie w domu rodzinnym komplet Pelikana, pióro i długopis. Ojciec trzymał w drewnianym pudełku. Zawsze mówił, że kiedyś będzie mój. Nie pamiętam już jednak, co było cezurą: koniec podstawówki czy matura. Tak czy siak dziś Pelikan jest mój, choć rzadko nim się posługuję. Większość pisaniny dzisiejszego człowieka to wszak pisanie na klawiaturze. Ja prowadzę od 24 lat dzienniki, ale tam zazwyczaj bazgrzę długopisem. Pisanie piórem, szczególnie takim, przedwojennym, na tłoczek, do swoisty rytuał. Wymaga czasu, uspokojenia.

2016-02-11

Wang

Kiedy byłem tu po raz pierwszy? 35 lat temu! Wakacje w niedalekiej Przesiece, pamiętam wszystko bardzo dokładnie. Nawet pokoik, w którym mieszkaliśmy. I że prawie przez cały czas lało. I że można było książkę w domu wczasowym wypożyczyć. Dziś nie do pomyślenia, po co książki, jak w każdym pokoju jest telewizor... A do Karpacza i świątyni Wang była wycieczka autokarowa. Nazwa wydawała mi się chińska, a przecież zabytek jest norweski. No tak, ale wczoraj Staś, gdy byliśmy na basenach w Gołębiewskim, powiedział, że wszyscy tu mówią po włosku. A przecież mówili po czesku. Tak czy siak, Wang pięknym i znanym zabytkiem jest. Pierwszego dnia nawet wskazywałem drogę dwóm starszym Niemcom, jak tam dojść. A zdjęcie jest nieaktualne, bo właśnie spadł śnieg.

2016-02-10

Gęsi pipek

Spokojnie, ten blog nie zamieni się w kulinarny, choć gotować umie i lubi. Autor znaczy. Nie mogłem się jednak powstrzymać i utrwaliłem żydowską knajpkę niedaleko hotelu. Co ma wspólnego Odessa z Karpaczem? Pewnie niewiele. Prędzej Karpacz z Żydami w ogóle. Mogli tu żyć, mogli przyjeżdżać (miasto pod Śnieżką miało bezpośrednie połączenie kolejowe m.in. z Berlinem i Amsterdamem!). I ja właśnie piszę o tych czasach, kiedy można było Żydów na ulicy zobaczyć. W intro nowej powieści jest nawet moment, gdy ktoś, widząc stare fotografie, dziwi się, że są na ulicy panowie z brodami, pejsami, w jarmułkach. Tak się od ich widoku odzwyczajono w 1945 roku, bo powieść zaczynam w tym roku właśnie.
 
 

2016-02-08

Pod Wangiem

 
W oczekiwaniu na lekcję, bo trzeba było sobie to o owo przypomnieć z jazdy na nartach, wpadliśmy do baru. Bar narciarski, jak to przy stoku. Ale jedna rzecz na ścianie wyjątkowo przyciągnęła moją uwagę. Latarnia od powozu. Nie byle jaka, bo to coś, w czym tkwi świeca, ma napis: nazwisko i Berlin. A jako że teraz twórczo znów jestem w tych klimatach, XIX-wiecznych i niemieckich, wyobraźnia pracować zaczęła. Pełno tu zresztą innych ciekawych widoków, jak choćby domów z epoki. Za oknem deszcz pada, więc być może już jazdy nie będzie, tylko spacery, więc zdjęć pewnie narobię.

2016-02-05

Bad Brückenberg

Jakby kogoś interesowało, to od jutra jesteśmy ze Stasiem w miejscu, gdzie stał ten wspaniały hotel.

2016-02-04

Sen wariata-literata

Dziś dalszy ciąg rozmowy wstępnej. Ale nie zapytałem o to, co w nocy przeżyłem. Śniło mi się, że wymyślam nowy tekst do piosenki Every Breath You Take Stinga. Nie tłumaczenie, a nowe polskie słowa. I mam je! Całą zwrotkę. Przechodzę do refrenu. Idzie mi jeszcze lepiej. I nagle jakiś mały chłopiec do mnie podbiega i czegoś chce. Zdenerwowany odpędzam go kopnięciem. W rzeczywistości kopię oparcie kanapy. Budzę się. Nic nie pamiętam z tego, co wymyśliłem.

2016-02-03

Podziemna Łódź

Im bardziej oddałam się od Łodzi, a ze mną Stanisław Berg (nabroił, oj, nabroił, aż musiał jechać na Dworzec Fabryczny i wsiąść do pociągu z biletem w jedną stronę), tym więcej ciekawych rzeczy o mieście znajduję. Dziś rzuciło mi się w oczy przepiękne zdjęcie z poziomu –1. Wrzucam, oczywiście wraz z nazwiskiem autora. I śmiać mi się chce za każdym razem z tych, co mi gderali, że to niemożliwe. Niemożliwe, żeby były takie podziemia, niemożliwe, by było podziemne jezioro!

2016-02-02

Konkurs

Teatr to moja miłość wielka. I niespełniona. Mam tu na myśli ten prawdziwy, z zakurzoną sceną i oklaskami na koniec, oby. Mimo wielu prób niczego nigdy nie udało mi się wystawić, choć było blisko. Ale teraz wysyłam jedną sztukę na konkurs, ot, tak, bo sobie w noworocznych postanowieniach zapisałem, że to zrobię. Fanaberia. Wiem, za stary na konkursy jestem, ale poszło.

2016-02-01

Pomoc z miasta Breslau

Nie wszystko da się wygooglać. Nie wiedziałem, gdzie szukać stopni w policji niemieckiej, które obowiązywały w roku 1895. Kto mógłby mi pomóc. Skojarzenie pierwsze – Marek Krajewski, autor powieści o Mocku i Popielskim. Napisałem, zapytałem i mam. Doktor odpisał, a ja posiadłem niezbędną wiedzę. Jeden z bohaterów, choć nie główny, będzie pracować jako Polizeikomissar. Wielkie dzięki!