Książki Michaela Gregorio nie mogłem nie przeczytać, to wszak chyba jedyny kryminał, którego akcja rozgrywa się w Królewcu. Mamy tu początek wieku XIX, srogą zimę i wezwanego do miasta nad Pregołą prokuratora, który ma rozwiązać zagadkę serii morderstw. Wkrótce zyskuje pomocnika – i to nie byle jakiego, bo samego Immanuela Kanta! Co z tego wynikło? A no całkiem zgrabnie skrojony kryminał, ciekawą intrygę, zaskakujące zakończenie, choć ja wolałbym jednak czas akcji inny, jakieś 80-90 lat później. Tylko że wtedy nie byłoby znanego filozofa, chyba najbardziej znanego mieszkańca tego miasta. Co jeszcze? Przez cały czas towarzyszymy tylko bohaterowi, który prowadzi śledztwo, co nie jest w moim guście. Wolę jednak jakieś urozmaicenie, bo co to za film, w którym cały czas idziemy za jednym bohaterem. Piszący recenzje nazywają to tłumem w moich książkach, ale ich pierdolę.