2010-01-21

Mój prywatny Sąd Ostateczny

Najnowsza książka Daniela Koziarskiego składa się z trzech historii ludzi, którzy stają w obliczu życiowego przełomu. Śmiertelnie chora adwokat porządkuje swoje życie. Młody człowiek, który zawsze grał rolę statysty (dosłownie, bo w filmach), dostaje szansę od losu (naprawdę, w życiu). Przy okazji odkrywa swoją seksualną tożsamość. W trzeciej części starszy już wiekiem taksówkarz mści się na ludziach, którzy doprowadzili do samobójstwa jego córkę. Powieść ta, doskonałe studium ludzkich charakterów, opowiada o determinacji, sile psychiki i życiowych woltach, codziennie wymuszanych na nas przez los. No i krzepi! Papierski, taksówkarz, dla jednych bezwzględny morderca, dla drugich szlachetny mściciel. I chyba jestem w tej drugiej grupie. Gość metodycznie, po kolei, zabija. A ty, czytelniku, zaciskasz kciuki, żeby... mu się udało! Żeby nie wpadł. Dawno nie czytałem takiej książki, nie oglądałem podobnego filmu o kimś, kto konsekwentnie idzie za ciosem, czyści swoje otoczenie z mętów. Noga ci się niemal wyrywa, żeby kopnąć w dupę jednego z drugim, zanim uczyni to Papierski. Podobnie w drugiej noweli, gdzie poznajemy Krzysztofa, który jako statysta obraca się w otoczeniu celebrytów. I znów strzał w dychę, bo opisani przez Koziarskiego sławni i bogaci to ci sami sławni i bogaci, których w swojej codziennej orce spotykam ja. Buce próby najwyźszej, megalomani, często degeneraci i dewianci, ludzie, od których oczekujemy mądrości autorytetu, a którzy używają mózgu tylko do liczenia kasy i do tego, żeby się nie pomylić, gdy reżyser na planie zdjęciowym serialu każe przejść z punktu A do punktu B. A cały show biznes, jak pisze autor, to tylko system wzajemnych zależności. I wreszcie pierwsza część, o której napiszę najmniej. Bo dawno ktoś tak nie pisał o śmierci, że aż się zimno robiło i coś łapało za gardło. Sięgajcie zatem po Mój prywatny Sąd Ostateczny, który oczyszcza jak mantra. I nie patrzcie na okładkę; mnie kiedyś przeraziła, teraz ją polubiłem.

2010-01-14

Refleksje na marginesie korespondencji

Nie przejdzie! Nie napiszę i nie wydam broszury dla półmózgów z cyklu "zabili go i uciekł". Nie będę pisał pod nikogo – ani pod debili, ani pod inteligencję. Piszę tak, jak mi doświadczenie i wiedza autora trzech powieści podpowiadają. Na kartach tej książki występują żywi ludzie, którzy nie tylko biegają z bronią, ścigają się samochodami i motorówkami, dają i biorą po mordzie, ale też myślą – także o sprawach tak codziennych i banalnych jak żarcie. Gdyby Tołstoj chciał, mógłby kazać hrabiemu Wrońskiemu przelecieć Annę Kareninę, jeszcze zanim wyszła z pociągu, na stronie 10, a rzucić jej się pod pociąg na stronie 50. I koniec pieśni, a grabarz łopatą w dupę klepie. Ale widać chciał coś jeszcze powiedzieć o ludziach i Rosji. Ja piszę o współczesnej Polsce, a także jej historii. To tła wydarzeń, a te biegną raz szybciej, raz wolniej. Akcja książki nie dzieje się w jakimś bliżej nie określonym miejscu tylko tam, gdzie się dzieje: na Warmii, Żuławach, Wybrzeżu Gdańskim – starych Prusach, Wschodnich i Zachodnich. To taki nasz Bliski Wschód. Bliższy. Zaraz wybuchnie. Czuję to...

2010-01-12

Marina

Recenzje, które napisałem do lutowego i marcowego numeru “Bluszcza”, ośmieliły mnie nieco. I nie chodzi o to, żeby oceniać, a zachęcać. Poziom czytelnictwa jest bowiem wciąż tak niski, że nie można inaczej. Nie mogę jednak nie przestrzec przed pewną pozycją. Carlos Ruiz Zafon, Hiszpan, autor Cienia wiatru i Gry anioła. Teraz powrócił na polski rynek powieścią Marina. Pojawienie się okładki w wytrynie Empiku pod koniec ubiegłego roku spowodowało u mnie żywsze bicie serca. Do myślenia nie dała nawet dwa razy mniejsza objętość pozycji. Od razu rzuciłem się na Marinę i... no właśnie. Lata 80. Bohater książki, 15-letni Oscar, wychowuje się w internacie. Pewnego dnia w jednym z zaniedbanych domów w sąsiedztwe poznaje tytułową Marinę, niemal rówieśnicę. Para zaczyna pełne niebezpieczeństw peregrynacje po ulicach, domach, cmentarzach, ale i podziemiach Barcelony – magicznego miasta, znanego z dwóch wcześniejszych powieści Zafona. Wraz z parą poznajemy niesamowitą historię niejakiego Kolvenika. I wszystko by było w porządku, histpria całkiem ciekawa i zajmująca, gdyby nie język. Koszmarny. Język z pamiętnika nastolatki, najeżony wręcz przymiotnikami i porównaniami z zeszytu do języka ojczystego średnio rozgarniętego ucznia gimnazjum! Rozumiem, że bohaterem-narratorem jest młody chłopak, ale stylizacja ma przecież swoje granice. Oscar ma się za niemal dorosłego, mikrobusa. Trochę podobnie irytował bohater Madame – wszystkowiedzący buc z Żoliborza, choć Liberze udało się mimo to stworzyć powieść bardzo dobrą. Jedynych kilka chwil oddechu w Marinie dają tu partie narracyjne innych osób. Wtedy wraca stary dobry Zafon. Nie wiem, gdzie szukać problemu. Może to być też kwestia tłumaczenia... Carlos Ruiz Zafon napisał Marinę w wieku 30 lat i sam we wstępie do książki przyznaje się, że jest to jego ulubiona powieść, którą darzy niezwykłym sentymentem. Według mnie to tylko nędzne, niewprawne próby prozatorskie, nieudane dzieło pisane na kolanie, które nie jest kwitem z pralni z podpisem Zafona, więc wydawnictwo Muza postanowiła namuchać ją sztucznie (vide: skład!) i wcisnąć czytelnikom w nadziei, że ci rzucą się na nie, żądni przeżyć, które dały im dwie wcześniejsze książki. I udało się, niestety, choć nie ma wątpliwości, że to wtopa. I w sumie dobrze, że taka krótka to książka. Mniej się trzeba było męczyć.

2010-01-04

Męska i mięsista

Pisze Daniel Koziarski w Przystani Literackiej: (...) Uczniowski świat, może jeszcze nieskoszarowany, ale już poddany surowym rygorom i dyscyplinie, zostaje w Fabryce frajerów odmalowany bardzo szczegółowo – w tym szaleństwie braku selekcji kryje się wyraźnie autorska metoda. Mimo swojej naiwności, bohaterowie Beśki nie stanowią surowego, grubo ciosanego materiału na przyszłych żołnierzy – wiedzą, że ich młodość nie może wyrażać się w oportunizmie, potrafią krytycznie oceniać rzeczywistość i nie mają oporów, by ujawniać swoje uczucia, ambicje i wątpliwości. (...) Świetnie napisana, wciągająca, męska i mięsista proza; przyprawiona dużą nutą nostalgii rzecz o ulotności czasu i pięknie złudzeń.
całość na: http://www.przystan-literacka.pl/index.php?show=2868