2016-09-26

Powrót nauczyciela tańca

Kolejny Mankell, też za dychę z supermarkecie, czytany właściwie z rozpędu, choć to jeszcze nie jest flagowy Wallander. Już wiem, czemu te szwedzkie kryminały są takie opasłe. "Poszedł, przeszedł, zadzwonił, przejechał, po drodze minęły go dwa samochody, napił się kawy, pomyślał". I tak pięć stron poszło. Ja bym to chyba szybciej załatwił, nie o wiele. Nie męczy tak Mankell jak choćby Larsson w serii Millennium. Nikt nie nie robi zakupów w Ikei przez szesnaście stron. Ciekawy temat z tym tropieniem nazistów, sam z niego skorzystałem w Krypcie Hindenburga. W połowie książki już właściwie wiesz, o co chodzi, a tu nagle jednak nie wiesz. Trochę denerwuje, że czytelnik dwa razy dowiaduje się tego samego, raz od zabójcy, dwa od policjantów. Ale czas spędzony nad tą książką niezmarnowany, to ważne.