Tak brzmi reklamowy slogan. Kiedyś nie do pomyślenia! Co będzie następne? Zbuduj swój obóz koncentracyjny? To już zresztą było, kilka lat temu. Z klocków lego… Ale może się czepiam. Tak czy inaczej, u mnie też pewien okręt podwodny Kriegsmarine się pojawi. W powieści Krypta Hindenburga, która, mam nadzieję, ujrzy światło dzienne jeszcze w tym roku. Mały fragment:
Tak, pytanie, które zadał mu wuj, słyszał po kilka razy dziennie, odkąd jego okręt, U-491, ruszył z miasta Kohlberg wzdłuż brzegu Bałtyku, w kierunku portu Königsberg.
U-491 był jednym z serii tak zwanych Milchkühe, czyli podwodnych okrętów transportowych typu XIV przewożących, często na duże odległości, amunicję, paliwo, a także części zamienne dla innych U-Bootów.
Tym razem jednak liczba osób, które wiedziały, jaki ładunek znajduje się na pokładzie, była ograniczona. Do pewnego momentu nikt z załogi, a wśród niej znajdowało się spora grupa świeżo upieczonych absolwentów szkoły marynarki wojennej, nie wiedział, co wiozą ani jaka jest istota misji. Sam okręt był okrętem-widmo. Alianci, którzy ze szczególną zaciekłością polowali na każdą Milchkühe, byli bowiem święcie przekonani, że ostatnią jednostkę tego typu, U-490, dowodzoną przez kapitana Gerlacha, zatopili jeszcze w czerwcu 1944 roku.
Tymczasem nadprogramowy obrał kurs na wschód i, uszedłszy szczęśliwie sowieckim okrętom podwodnym, polującym na niemieckie transportowce z uciekinierami, bezpiecznie dotarł do Königsbergu.
Tutaj zatrzymał się jednak na krótko; wkrótce ruszył w górę rzeki Pregel. Minął Tapiau, położone na prawym brzegu rzeki, by następnie skręcić w jej jedyny dopływ, Alle. Po przepłynięciu kilometra w kierunku południowym U-491 dotarł do śluzy Allenburg.
Na brzegu utwardzonym przy pomocy betonowych płyt czekały ciężarówki. W ruch poszły pokładowe dźwigi, które pod osłoną nocy zaczęły opróżniać luki towarowe, a obciążać kolejne ople kryte plandekami w barwach ochronnych.