Dziś 4 lipca, święto narodowe USA. Gdyby było u nas więcej ich wojska, pewnie jakąś ładną paradę by zrobili. Mimo tego, co o tym myśli pewien minister od krawatów. Mieli być amerykańscy żołnierze w Morągu, ale nie ma. Szkoda? Na szczęście? Temat do dyskusji. U mnie są, to znaczy w Krypcie Hindenburga, która już niebawem. Fragmencik leci tak:
– Polska wódka to mocna sprawa, nie dla każdego – mruknął sierżant, wrzucając ponownie wyższy bieg i naciskając pedał gazu, seria zakrętów śmierci bowiem skończyła się.
– Piłem tylko whisky – jęknął leżący.
Odkąd zaczęli służbę w Polsce, w Morągu, a siedzieli tam ponad siedem miesięcy, już kilka razy przyszło mu, Scottowi Wagnerowi, sierżantowi Military Police US Army, wyruszać na poszukiwanie swoich rodaków.
Kiedy bowiem wraz z baterią rakiet patriot zamontowali się w opuszczonych koszarach i przestali już wzbudzać zainteresowanie na ulicach miasteczka, nadeszło to, co od zawsze, czyli od otwarcia amerykańskich baz w Niemczech Zachodnich było wrogiem każdego żołnierza. Nuda.
Leżący na tylnej kanapie forda i dogorywający kapral Bob O'Donell, działonowy, bez którego obecności i precyzji żaden patriot nie miał prawa wzbić się w powietrze, już trzeci raz nie stawił się na posterunku.