„Zginąć by można jak nic:
Do żył
Jest nóż.
Lub w dół
Na bruk
Z wysoka.
Ale czy warto? (…)”
Dziś mija 35 lat od chwili, gdy Edward Stachura wybrał sznur, który przywiązał do haka pod sufitem. Niedającego od wielu dni znaku życia poetę znaleźli bliscy w jego mieszkaniu przy Rębkowskiej na warszawskim Grochowie. Miał 42 lata. Próbował zrobić to wcześniej, ale bez powodzenia. Potem próbował pogodzić się ze światem, leczył się w szpitalu w Drewnicy, skąd potem uciekł. Pozostały po nim wiersze, powieści, a przede wszystkim piosenki, których sam nie potrafił za bardzo wykonywać. Pozostała legenda obieżyświata z chlebakiem i w wojskowej kurtce. Coraz mniej ludzi jednak o nim dziś pamięta. Stachura to jedna z moich pierwszych literackich fascynacji, znałem kilkadziesiąt jego piosenek. Nie mogłem więc nie przywołać tu tej daty.