W paru miejscach w internecie, choćby tutaj, można znaleźć teksty, poparte zdjęciami, o takich samych motywach na okładkach różnych książek, różnych wydawnictw. Czasem mniejsze, czasem innego koloru, ale to te same zdjęcia. Sam się o problem otarłem. Chodzi o roboczą wersję okładki Pozdrowień z Londynu. Był tam jegomość w cylindrze, obok wieża Big Bena, a nad nimi księżyc. Jakie było moje zdziwienie, gdy po kilku miesiącach ujrzałem to samo, ale na okładce pierwszej książki z serii o Fandorinie, czyli Azazela. Inny grafik, inne wydawnictwo, więc o co chodzi? Czy to kwestia zżynania jeden od drugiego? A może taka, że grafik kupuje fotografię, najczęściej zagraniczną, a potem komponuje z niej swoją okładkę, podczas gdy tę samą fotkę kupuje później ktoś inny i robi po swojemu? Najczęściej chyba jednak to drugie. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, taka fotka jest do kupienia przez pewien czas, a potem, gdy ktoś nabędzie, zostaje "zamrożona". Tylko że potem następuje "rozmrożenie" i cyrk się zaczyna. Inna sprawa to pewien motyw, który pojawia się od jakiegoś czasu na okładkach powieści kryminalnych, których akcja osadzona jest w wieku XIX. Cień mężczyzny w płaszczu albo w pelerynie, koniecznie w szapoklaku na głowie, czasem z laseczką. Przedstawiam wyżej przykłady. Ale to nie żaden zarzut, raczej ciekawostka. No i mojemu bohaterowi najbardziej się widać spieszy, by sprawę rozwiązać, bo przecież biegnie!