Stanisław Berg, bohater moich książek, to dandys. Ja też lubię dobre, ciekawe ciuchy. Już się mnie nikt nie pyta w kuchni na zakładzie, czy wybieram się na jakąś uroczystość po robocie. Gnoju nie rozrzucam w godzinach pracy, więc nie widzę powodu, by zakładać na siebie sprany podkoszulek czy jeansy, z których coś z tyłu wystaje. Powiedziałem więc parę słów na temat nowego trendu prosto z USA „(...) Moda, jak wszystko na świecie, zmienia się. Chodzi o pewną sinusoidalność. Kiedyś, pod koniec PRL, ubierało się wedle zasady: im gorzej, tym lepiej. Wojskowego kurtki, wytarte jeansy. Potem, po ‘89 roku, mamy wolność, która, paradoksalnie, ubrana jest w dwurzędowy, obszerny garnitur i białą, korporacyjną koszulę. Teraz najwyraźniej znów czas na zmianę. Pytanie: czy normcore to tylko kwestia mody, czy też czegoś więcej? Czy tu już bunt pokolenia, którego rodzice robili kasę? – zamyśla się pisarz. (...)” całość