Co ma wspólnego składanie ofiar z dzieci Molochowi w Dolinie Hinnom (na zdjęciu obok) z Łodzią i okolicami końca XIX wieku? Mam nadzieję, że udało mi się to wytłumaczyć w sposób ciekawy, frapujący i logiczny. Zadziwić, przestraszyć, a może i wzruszyć. Kolejny etap prac nad Doliną Popiołów, w której po raz trzeci pojawi się detektyw Stanisław Berg, za mną. Etap nazywa się "po małym ogniu". Etapów będzie jeszcze kilka, więc spokojnie, ale i to odnotować trzeba. I fragmencik, który lubię:
– Znakomity strzał, panie hrabio – ocenił Jan, odbierając z pietyzmem śrutówkę z rąk Henryka Wierzbowskiego. – Czy mam wysłać psy?
– Znakomity strzał, panie hrabio – ocenił Jan, odbierając z pietyzmem śrutówkę z rąk Henryka Wierzbowskiego. – Czy mam wysłać psy?
– Po ścierwo? – Pan na Zawodziach wzruszył pogardliwie ramionami. – Nie ma potrzeby, choć może futra trochę szkoda. To chyba karakuły.
– Zgadza się, panie hrabio. – Służący skinął powoli głową. – Strzelał pan do wielkiego karakuła. Wszyscy to potwierdzą. Jeśli oczywiście ktoś zapyta.
– Cieszę się. A teraz, Lupa, jedź! Nie mamy czasu.
– Się robi, miłościwy panie.
Sekundę później landolet Wierzbowskiego ruszył śladem Izaaka Kona, który widząc, co się stało na wzgórzu, wyskoczył z powozu i pobiegł, by ratować mężczyznę towarzyszącego Stanisławowi Bergowi i Rochowi. Henryk wolał najpierw ukarać sprawcę. A psów i tak ze sobą nie mieli.