(...) Z początku myślał, że trafili na jakiś rodzinny zjazd. Wesele albo, co gorsza, pogrzeb. Nie, nie byłoby to z pewnością najszczęśliwsze rozwiązanie. Dopiero potem hrabia Wierzbowski uświadomił Stachowi, że w domach takich ludzi zawsze jest dużo gości. Szczególnie teraz, latem, kiedy można było kąpać się w jeziorze czy chodzić po lesie.
Byli zatem w majątku grafów Finck von Finckensteinów goście z Berlina, Hamburga i Breslau, a nawet dalekich Niderlandów. Gdy dwa kwadranse po przekroczeniu progu pałacu zasiedli do stołu, bo był to już czas kolacji, Stach próbował nawet policzyć biesiadników. Szybko się jednak pomylił w rachunkach. Zresztą zaraz uwijający się jak w ukropie służący podali już przystawki (...)
Byli zatem w majątku grafów Finck von Finckensteinów goście z Berlina, Hamburga i Breslau, a nawet dalekich Niderlandów. Gdy dwa kwadranse po przekroczeniu progu pałacu zasiedli do stołu, bo był to już czas kolacji, Stach próbował nawet policzyć biesiadników. Szybko się jednak pomylił w rachunkach. Zresztą zaraz uwijający się jak w ukropie służący podali już przystawki (...)