2014-06-03

Odarcie z szat

Tydzień temu jechałem metrem. Jak co dzień, tak i wtedy metro było zatłoczone. Dziwić się nie ma co, wszak godziny szczytu, a to wciąż najszybszy środek transportu w Warszawie i pewnie się to długo nie zmieni. Wsiadam na stacji Dworzec Gdański (po angielsku, co słychać w głośnikach, Dworzec Gdański; głos lektora, który wcina się Ksaweremu Jasieńskiemu jest wyjątkowo irytujący!). Ludzi na peronie dużo. Obok mnie jakiś młody mężczyzna z dużym pakunkiem. 150 na 100 na 3 centymetry. Dwa pierwsze wymiary odczytałem z naklejki. Podobnie jak tytuł obrazu, bo to był obraz właśnie. Obdarcie z szat. Co prawda powinno być chyba odarcie, ale nie czepiajmy się. Pociąg nadjeżdża. Ludzie szykują się do ataku. W środku nie jest źle, ale jak ci z Dworca Gdańskiego wejdą, to już będzie napchane. Chwila wystarcza, by chłopak od Obdarcia z szat zrezygnował. Nie wciśnie się za cholerę! Może matka pchająca wózek z dzieckiem by coś ugrała. Tu nie ma szans. A mnie przyszło wtedy na myśl, że to piękna alegoria współczesnej sztuki. Literatury też. Twórca usiłuje się wcisnąć ze swoim dziełem do umysłów odbiorców, do mediów. Ale nie daje rady, bo ten świat pędzi dalej jak pociąg metra. Nie czeka. Dokąd pędzi, po co, to już inna sprawa. Mało kto z pasażerów nad tym się zastanawia. I to jest smutne. Choć płakać nie będziemy.