Wczoraj wieczorem, nie patrząc na to, że wokół góry i śnieg, zakończyłem lekturę kolejnej powieści Marka Krajewskiego. Od kiedy autor przeniósł się do Znaku, kolejne powieści czytałem zawsze latem. Teraz, za sprawą Pamuka, wyszedł styczeń. I co? I kolejny celny strzał! Pojawiły się głosy, że to powieść kiepska, ale ja się do nich za nic nie przyłączę. Zbyt wiele emocji mnie kosztowała, zbyt wiele czasu. Zagadka arcyciekawa, postacie mocne, wspaniale oddana atmosfera lat 50. Szkoda tylko, że Popielski coraz starszy, ale wierzę, że jeszcze nieraz cofniemy się w czasie, tak jak to było w przypadku Mocka. Czekamy na kolejne.