Miałem już trzy okazje, by nim zostać. Za pierwszym razem redaktor z pewnej ambitnej oficyny wydawniczej powiązanej z pewnym dużym sklepem, sprzedającym między innymi książki, poprosił mnie o spotkanie, by przedstawić mi ofertę. Otóż trzeba było napisać książkę według… serialu paradokumentalnego, emitowanego przez jedną z komercyjnych stacji. Serial był o policjantach, a raczej o byłych policjantach, którzy teraz zajmowali się trudnymi sprawami. Obejrzałem kilka odcinków, przygotowałem próbkę, wysłałem. Na odpowiedź, jakąkolwiek, czekam już ponad trzy lata. No i książki nie ma do dziś. Przynajmniej ja na nią nie trafiłem. Drugi przypadek. Pewne wydawnictwo specjalizujące się w wydawaniu książek do nauki języków obcych postanowiło popłynąć na fali popularności kryminałów. Kolega kolegi kolegi skontaktował ich ze mną. Spotkaliśmy się. Pan z wydawnictwa wiedział doskonale, jakie cechy ma mieć bohater książki, komisarz, gdzie ma mieszkać, a nawet jaka ma być jego sytuacja prywatna. Notowałem wszystko skrzętnie. Kilka tygodni później wysłałem próbkę tekstu. Nieprzeczytanie jej zajęło panom więcej niż mi… napisanie. Kazałem się w dupę pocałować. Niedawno zajrzałem na ich stronę – żaden taki kryminał nie powstał. Trzeci przypadek, wrzesień tego roku. Bardzo miła pani dzwoni z propozycją, bym napisał książkę, którą firma zarządzająca siecią stoisk z jogurtami mogłaby dać na święta swoim kontrahentom. Dwa miesiące czasu, 100 stron, to jednak wysiłek. No i temat – nie z palca, a same fakty. Na przykład: wszystkie wartości pomarańczy, do tego historia tego owocu, jakiś przepis. Pani zapytała, ile bym chciał za napisanie takiej pozycji. Odpowiedziałem, że 10000 złotych, bo i czasu mało, musiałbym się poświęcić tylko temu. Pani odpowiedziała, że ma na to tylko… 2 tysiące. Podejrzewam, że to dzienny utarg jednego z takich stoisk. Straciłem oto dwa tysiące, ale jaką miałem z tego satysfakcję! A na koniec o stawkach, jakie biorą ghostwriterzy tutaj