Mamy już 2013. Zacząłem go piciem, jak większość narodu, ale potem przyszedł moment na refleksję. A jak refleksja – to lektura. Jeszcze rok temu być może zacząłbym od Dziennika 1954 Tyrmanda, który też rozpoczyna się 1 stycznia. Ale z pewnych powodów tego nie zrobię. W poszukiwaniu tekstu na dobry początek zajrzałem więc gdzie indziej. Martwe dzielnice Jerzego Ignaciuka (1951-2000), olsztyńskiego pisarza, o którym już tu kiedyś wspominałem. Do książki tej bardzo często wracam, a powodów jest wiele. Jednym z pierwszych, który mi przychodzi teraz do głowy, to ten, że koi. Do tego można dodać tęsknotę za Północą i za czasami licealno-studenckimi. Fragment, który zamieszczam, to początek rozdziału Śnieżyca. U nas za oknem co prawda aura wręcz wiosenna, śnieg stopniał, ale i tak wydaje mi się bardzo na miejscu. Plany na ten rok? Nie powiem. Jedno pozostaje bez zmian – ani jednego dnia bez linijki tekstu!