Skończyłem czytać w niedzielny wieczór. Była to druga lektura, po 13-letniej przerwie. Na pewno z większym zrozumieniem, choć wciąż z trudnościami, bo proza to totalna, gęsta i gorąca jak lawa. Nie dla każdego. Odbiór psuł mi trochę film Trelińskiego, który widziałem ze dwa razy. Siermiężny, choć przecież kręcony już za kapitalizmu. Taki film musiałby mieć naprawdę spory budżet. Może kiedyś. Lekturę Pożegnania... planowałem, pracując nad Autoportretem... Zawsze tak robię, by wejść w klimat. Ale wtedy nie dałem rady. Trochę szkoda. Maksymilian Winter, który znalazł Antka w górach, nieprzytomnego po spotkaniu z niedźwiedziem, mógłby przecież nawiązać do "swojej" powieści, w której Atanazy rzuca w samicę misia kokainą i jest to broń skuteczna. No trudno. Chciałbym kiedyś mieć w rękach pierwsze wydanie, takie jak na zdjęciu obok. Ciekaw jestem, jak reagowali współcześni na ten tekst. Jak bardzo ich oburzał, zniesmaczał.