Dziś, w Międzynarodowy Dzień Pisarza (nie świętuję specjalnie, w odróżnieniu do autorów kilku broszurek, wydanych własnym sumptem), refleksja. Od jakiegoś czasu w Warszawie można zaobserwować ciekawe zjawisko. Chodzi mi o kolejne spotkania promocyjne Wydawnictwa Melanż. Otóż tak się jakoś utarło, że przychodzi na nie nie tylko bohater wieczoru, autor promowanej powieści, ale wielu twórców, związanych z tą oficyną, niekoniecznie znajomych autora (po spotkaniu już tak). Chyba nie spotkałem się jeszcze z czymś takim. To bez wątpienia miłe, dla autora i dla wydawców, ale też ważne. Spotkania takie nawiązują w mojej ocenie do artystycznej bohemy przełomu wieków, do salonu międzywojnia, a ludzie przychodzą na nie, bo chcą, bo czują się tam dobrze. Rozmowy przeciągają się, trwają długo po zakończeniu oficjalnego spotkania. Tak było tydzień temu, na promocji najnowszej książki Janusza Drzewuckiego. Na zdjęciu (nieogolony, ale za to pod krawatem) tłumaczę, jak będzie wyglądało moje, które odbędzie się już za tydzień.