2014-10-29

A może jednak wschód?

Wczoraj wieczorem we wszystkich wiadomościach piali, że teraz trzeba będzie wzmocnić garnizony na wschodzie kraju, a może nawet budować je od nowa. By to skomentować, przytoczę fragment Krypty Hindenburga, który co prawda z niej usunąłem, by nie gmatwać, ale który dobrze komentuje całą sytuację:


– Cześć, poruczniku – przywitał się.
Uścisnęli sobie ręce przez okienko, dopiero potem człowiek nazwany porucznikiem wyszedł ze swojego samochodu, a uczynił nieco niezdarnie.
– Jak noga? – zainteresował się gość.
– Jeszcze jest, Wojtku – odpowiedział. – Jeszcze jest.
Ruszyli przez pusty plac, wolnym krokiem, wymuszonym przez kalectwo jednego z nich, a może fakt, że drugiemu nigdzie się nie spieszyło. Tu i ówdzie z popękanego asfaltu przebijały pojedyncze kępy traw, w pewnym miejscu udało się wykiełkować nawet całkiem sporej brzózce!
– Parę latek, a wyrośnie tutaj prawdziwy las – rzekł z przyganą mężczyzna o imieniu Wojciech, kopiąc ze złością rdzewiejącą puszkę po "czarnym specjalu". – Pomyślałbyś, że dożyjemy czasów, kiedy w mieście, w którym zawsze stacjonował ogromny garnizon, nie będzie ani jednego żołnierza?
– Zasrana doktryna. 
– Otóż to! Wszyscy przejrzą na oczy dopiero wtedy, gdy czołgi z Kaliningradu będą pięćdziesiąt kilometrów w głębi Polski. Jeszcze wspomnisz moje słowa. A i wtedy nie braknie pewnie takich, co będą się zastanawiać, czy kochanym sojusznikom wypada z tego powodu przerywać popołudniową herbatkę czy grę w golfa...