2014-05-20

Wielkie… piętno

Z reguły staram się nie pisać tutaj o filmach. Nie czuję się uprawniony (więc niech się Szczerba odpierdoli od moich książek!). Ale teraz będzie wyjątek. Bo film jest o pisarzu. Właściwie dziennikarzu, który w młodości jedną książkę popełnił, a potem stał się bywalcem. Mowa tu o Wielkim pięknie, filmie arcywłoskim i arcyrzymskim. Wieczne Miasto to właściwie drugi bohater tego obrazu. I właściwie reklama, by się pakować i jechać. Ale wracając do sedna: Jep Gambardella to człowiek, którego znają wszyscy i on wszystkich zna. Starzeje się, co właśnie zaczyna odczuwać. Snuje się ulicami miasta, wspomina, spotyka ludzi, nocami bawi się i wyrywa. Spotkałem się z opiniami, że film jest do dupy, że ten i ów z niego wyszedł. Że szereg scen tylko pozornie niepowiązanych ze sobą. Cóż, film jest wymagający, to nie rozrywka dla mas wpierdalających popcorn. Żeby miło się oglądało, należało czegoś się złapać. Ja złapałem się ciuchów Jepa. W każdej scenie inna marynarka lub garnitur. Film to pochwała włoskiego krawiectwa i stylu. Druga sprawa to odwieczny problem autorów – syndrom drugiej książki. Mam wielu znajomych, którzy na jednej poprzestali. Bo to, bo tamto. Lata mijają, a drugiej nie widać. Dlaczego? Czy wypisali się w pierwszej? Czy pierwsza była aż tak dobra, że trudno ją przeskoczyć, więc lepiej nie próbować? Czy może wydawca stchórzył, a szukać nowego się nie chce, a może wstyd, a może nie wiadomo jak? Trudno powiedzieć…