Chciałoby się powiedzieć głosem Ireny Kwiatkowskiej ze skeczu kabaretu Dudek, którego akcja rozgrywa się w przedziale pociągu. Z Katarzyną Kolendą-Zaleską zgadzam się w stu procentach. Dziennikarka opisała swój problem z ludźmi, w tym wypadku w pociągu, gadającymi bez najmniejszego skrępowania przez telefony komórkowe. I na tyle głośno, że nie pozwala to skupić się na czytanym tekście. Mam dokładnie to samo! Przestałem już czytać książki, jeżdżąc publiczną komunikacją, bo zawsze, ale to zawsze znajdzie się ktoś, kto stanie nade mną i będzie pierdolił przed komórę! Rozmowa dwóch osób nie przeszkadza mi wcale, rozmowa przez telefon – tak. Mam więc braki, nie rozwijam się, stoję w miejscu. Ponoszę szkody. Co zatem zrobić? Zakazać, jak chce KKZ? W pociągach może by to się dało załatwić, w tramwaju nigdy. Słuchawki na uszach? Musiałyby być naprawdę dobre. Wychować ludzi? Za cholerę się nie da, szczególnie w czasach, gdy pozbywamy się wszelkich zahamowań. A skoro koleżanka może wysłuchać o szczegółach intymnego życia koleżanki, czemu nie mieliby wysłuchać współpasażerowie? Wychodzi na to, że trzeba kupić i wozić ze sobą zagłuszacz sygnału. Mina abonenta po włączenia tego ustrojstwa – pewnie bezcenna. Artykuł tutaj