2014-05-25

Coś akurat w temacie…


… wydarzeń dzisiejszego dnia. Fragment Krypty Hindenburga, która wyjdzie za kilka miesięcy:
Marek Szumski sięgnął po jakieś papiery, chwilę je wertował.
– Bogdan Sikorski jest jednym z dwojga posłów – perorował – których w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego wybrano w okręgu warmińsko-mazurskim. Mieszka z rodziną pod Olsztynem, w mieście ma także swoje biuro poselskie. Na co dzień zaś siedzi na zmianę w Brukseli i w biurze Komisji Europejskiej w Strasburgu. Można powiedzieć, że pół życia spędza w podróży.
– Co w takim razie robił w Worytach?
– Trzeba przyznać, że Sikorski to ten typ polityka, który gros swojego czasu poświęcał nie na przysypianie na sali obrad, a pracę w terenie – wyjaśnił Szumski. – Gdyby bowiem rozliczyć go z godzin, jakie spędził na obradowaniu w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, mógłby być uznany za jednego z największych nierobów. Opozycja zresztą już mu to wytykała, nie mogąc zapomnieć, że w ostatecznym starciu pokonał ich miejscowego pupila. Pytasz, co robił w Worytach?
– To tam znaleźli tę panienkę. Dobrze pamiętam?
– Zgadza się, to niedaleko Gietrzwałdu. Niedawno Sikorski zaangażował się w akcję obrony Polaków przed roszczeniami majątkowymi Niemców. Nie chodzi o sprawy przedwojenne, ale ostatnią emigrację.
– Nie licząc tej po wejściu Polski do Unii Europejskiej.
– Zgadza się. Zaczęło się od pewnego gospodarstwa pod Biskupcem, które postanowiła odzyskać kobieta, mieszkająca w Niemczech od połowy lat siedemdziesiątych. Sądy, pozwy, oskarżenia…
– Coś słyszałem. – Horn podrapał się za uchem. – I co? Teraz również chodziło o roszczenia majątkowe?
– Tak twierdzi Sikorski. I o tym opowiedział naszemu dziennikarzowi, Władkowi Kolasie, specjaliście od polityki, który kilka godzin wcześniej przeprowadzał z nim wywiad w Starych Jabłonkach. Tylko że to wszystko w jednej chwili stało się nieważne. A być może nawet przekreśliło wszystko, co do tej pory zrobił europoseł Bogdan Sikorski. Pewnie nieraz słyszałeś, co mówią o naszych szanownych przedstawicielach w Brukseli…
– …bywalcach knajp i burdeli – dokończył Horn. – Tak, mówi się o tym. Choć według mnie wynika to tylko z ludzkiej zawiści. Każdy chciałby tyle mieć co miesiąc na koncie, prawda?