22 kwietnia jest od wielu lat obchodzony jako Dzień Ziemi. Tego dnia głośno mówi się o sprawach ekologii. Kiedyś temat ten był mi bardzo bliski. Działałem w organizacjach ekologicznych. Napisałem nawet dwa artykuły do „Zielonych Brygad”. W roku 1990 imprezy z okazji Dnia Ziemi odbyły się w Ełku i były jednymi z największych w Polsce. Miały wówczas miejsce uliczne manifestacje, prelekcje, spotkania, wystawy oraz koncerty. Byłem tam. Na zdjęciu, które znalazłem w sieci, ten osobnik na środku to najprawdopodobniej jestem ja.
Co dziś mi zostało z tamtych lat? Przede wszystkim, jako chyba jedyny spośród ludzi, którzy wówczas decydowali się na taki krok, wciąż jestem wierny diecie wegetariańskiej. W domu starannie segreguję śmieci, wrzucam je do oznaczonych pojemników na osiedlu. Jestem przeciw elektrowniom atomowym. Z drugiej jednak strony denerwują mnie niektóre poczynania grup szeroko pojętych ekologów, które polegają na blokowaniu inwestycji, np. obwodnic. Przepraszam, ale wolę, by mniej ludzi ginęło rozjeżdżanych przez tiry niżby miano chronić mrówki czy żaby. Szlag mnie trafia, gdy poświęca się czas w wiadomościach na to, by napiętnować kogoś, kto kopnął kota, gdy obok ludzie głodują. O zdjęciach kotów na Facebooku już nie wspominam (ludzi, którzy je umieszczają, uciszam od razu). Tyle mi zostało z ekologii. Dużo to czy mało? Chyba jednak coś.