2013-04-26

Dla słoików

Określenie "słoik" dla kogoś, kto nie pochodzi z Warszawy, tylko przyjechał tu jakiś czas temu (raz na jakiś czas wraca w rodzinne strony i przywozi jedzenie w słoikach właśnie) i pracuje, jest coraz bardziej popularne. Pojawia się już nie tylko w złośliwych internetowych komentarzach (najczęściej na stronie TVN Warszawa; podejrzewam, że tym, którzy to etatowo robią, słoma z gównem z butów wystaje), ale też w telewizji. Już ten i ów znany człowiek ujawnia się jako przyjezdny, już "słoiki" łączą szeregi. Myślę nieskromnie, że moja Wrzawa i Bumerang to obowiązkowa lektura dla każdego, kogo temat interesuje i chciałby go rozwinąć. Przez dziesięć lat chyba niewiele się zmieniło. Czy ja jeszcze jestem "słoikiem"? PIT rozliczam w Warszawie, ale już rejestracji auta na warszawskie nie zamienię (na szczęście nie mieszkam w okolicach, gdzie w nocy takim tną opony, bo zajęli miejsca parkingowe, na przykład na Ochocie). "Słoikiem" nie jest już na pewno mój syn, który urodził się w szpitalu na Solcu. I właśnie został przyjęty do zerówki w szkole podstawowej.