2013-02-11

Po co są pisma literackie?

Wreszcie ktoś powiedział o tym wprost. W miesięczniku "Polonistyka" (nie czytuję, znalazłem to na blogu jednego autora) ukazał się wywiad z pisarzem Stefanem Chwinem. Profesor włożył kij w mrowisko, nie pozostawiając suchej nitki na polskich periodykach literackich. O "Zeszytach Literackich" powiedział między innymi: "bolączką Zeszytów jest obracanie się w dość zamkniętym kręgu nazwisk. Niekiedy wygląda to tak, jakby grupa znajomych z uprzejmą życzliwością pisała o sobie nawzajem”. 
A według mnie 99 procent pism tego typu w naszym kraju działa właśnie w ten sposób! Ludzie założyli je po prostu po to, by móc gdzie zamieszczać swoje teksty. Teksty, które są nie dość długie lub nie dość dobre, by wziął je jakiś wydawca i wydał w postaci książki. A potem ci sami autorzy zamieniają się w krytyków (albo krytykują anonimowo) i w dziale recenzji pastwią nad książkami tych, którym się udało. Na pozostałych stronach nuda, nuda i jeszcze raz nuda, pseudointelektualny bełkot. A najgorsze jest to, że na działalność swoich pism ludzie ci otrzymują dotacje z ministerstwa. Pieniądze, które mogłyby być spożytkowane w inny sposób, choćby na pomoc bibliotekom na wsiach i w małych miasteczkach. 
W połowie lat 90. powstało pewne pismo literackie, którego redaktorzy płacili autorom za teksty. I rzeczywiście, przez pewien czas publikowali tam literaci z całej Polski. Jak się okazało, nie ma nic darmo. W tym samym czasie ci sami redaktorzy, którzy byli też poetami, zaczęli "przypadkiem" wygrywać wszystkie konkursy literackie… 
Na szczęście są wyjątki i pisma, które bierze się do ręki z przyjemnością, które są otwarte na świat, w których coś się dzieje. Takim pismem jest niewątpliwie "Lampa".