2008-02-29

Nowa książka

Wczoraj podpisałem umowę wydawniczą "Fabryki frajerów". Z tej okazji kolejny fragment:
Kucharek było chyba z dziesięć: od starych raszpl, po młodziutkie, prosto pod szkole gastronomicznej. Kucharz jeden, malutki, że ledwo zza kontuaru wystawał. Nad nimi trzymały pieczę jakieś zażywne szefowe w białych, lekarskich fartuchach, nad całością zaś - kwatermistrz - pan chorąży, rzadko kiedy trzeźwy, a jeżeli już, to i tak bełkoczący jak nalany, że trudno go było zrozumieć. Ale nie nasz problem, my go rozumieć nie musieliśmy. My chcieliśmy tylko dobrze zjeść!Wielu ludzi twierdzi, że kuchnia to najważniejsza część domu. Zgadzaliśmy się z tym. W całej rozciągłości kotleta schabowego.
- Dzień dobry chłopcy - witała nas bladym świtem jedna z kucharek, gdy przychodziliśmy na pierwsze śniadanko. - Ilu wasz jest?
- Sztu! - odpowiadał zgodnie z narzuconą konwencją ten z nas, co był tego dnia najszybciej przy korycie, jak ten Bartosz Głowacki, co czapiną zgasił palący się lont w carskiej armacie w czas kościuszkowskiej insurekcji.
Kuchara obrażała się na wejście, ale my nie przejmowaliśmy się tym zbytnio. Za głośno grało w naszych żołądkach łaknienie. Bo następował czas żeru. Świętego i codziennego.
- Coś mała ta kiełbaska - zauważał ktoś następny w kolejce, kto nigdy jakoś nie słynął z przesadnej dociekliwości.
- Jest taka, jak być powinna! - reagowała ostro najstarsza z kucht, rzucając talerzyk z nienawiścią na blat z pociemniałego lastryko. - Następny!
O tym, że waliły nas po rogach, a raczej po żołądkach i kieszeniach, wiedzieliśmy od dawna. Bo jakoś tak dziwnie się składało, że kiedy rano zwartą grupką (jakby bały się, że coś może "przypadkiem" wypaść z okna internatu) przemykały od bramy w kierunku kuchni, to każda trzymała na ramieniu lub w ręku jedynie zgrabną, niewielką torebusię. A kiedy wieczorem szły do domu, siatami ciągnęły niemal po ziemi. Nietrudno było się domyśleć, co w nich dźwigały.
- Kurwy! Oddawać kiełbasę! - dobiegało wtedy z okien, na co kuchary przyspieszały kroku, by jak najszybciej znaleźć się za bramą, bo wydawało im się, krowom głupim, że w tym miejscu to my możemy im już nagwizdać.
Pewnego dnia kilku z nas wskoczyło nawet specjalnie na tę okazję w mundurki, na ręce wciągnęło biało-czerwone opaski, które na co dzień służyły dyżurującym przy telefonie, i dalej ścigać wstrętne babska.
- Proszę pokazać, co ma pani w siatce! - zażądał któryś ze śmiałków tonem srogiego i bardzo drogiego celnika.
Kucharka poczerwieniała, napuszyła się jak kwoka, ale w tym samym momencie koleżanki za jej plecami zaczęły napierać jak w kolejce po mięso, której to cennej umiejętności chyba nigdy się nie zapomina. Od strony internatu biegł już ktoś z kadry, zaalarmowny przez konfidenta-portiera. No i przeszły. Ale chyba dzięki temu wywieszonao jakąś kartkę z obowiązującymi normami, ponoć też zaczęto ważyć każdą porcję. Tak nam przynajmniej obiecano. Jak wiele rzeczy...

2008-02-25

Spotkanie w Radiu Warszawa

26 lutego (wtorek) o 15.30 produkuję się na żywo w Radiu Warszawa 106,2 MHz. Rozmowę prowadzi Anita Granda-Zilz.

2008-02-21

Fabryka frajerów

Kolejna powieść najprawdopodobniej już jesienią, może nawet 1 września. No, byle nie o 4.45... 1 września minie 21 lat od opisanych w książce wydarzeń...
(...) Pierwszego września wbiliśmy się zatem w galowe garniaki i białe koszule, wypucowaliśmy pantofle, dopasowaliśmy przed lustrem rogatywki, choć żeby było do końca pięknie, tu i ówdzie musiały się również zawiązać... spółdzielnie wiązania krawatów. Na klamce, na szyi, lutrzanie i w ciemno, na raz i na dwa - szkół było wiele. Ale efekt jeden. Wyglądaliśmy jak grupa wystraszonych licealistów-prymusów, z początku lat sześćdziesiątych, na audiencji u pana wojewody. No to sobie tak staliśmy odziani w garniturki jak spod sztancy, które wcześnie pomagały nam prasować miłe panie, bo i takie się znalazły. Na szczęście, a może wręcz przeciwnie, były tylko miłe: z administracji szkoły, a także internatu. Był zatem pierwszy września, a my wystawaliśmy dzielnie swoje. W zwartym dwuszeregu, wzdłuż linii boiska do siatkówki. Wciągnięto flagę biało-czerwoną na maszt, orkiestra wojskowa zagrała Mazurka Dąbrowskiego, a może nawet i Rotę, która tym bardziej pasowała do dekoracji byłych pruskich koszar, w których mieliśmy spędzić kilka następnych lat życia. Letnie jeszcze słoneczko przygrzewało przyjemnie, miękły nam odrobinę plastikowe daszki galowych czapek i nogi przy okazji. Zaproszeni oficjele, stłoczeni na trybunie honorowej z metalowym orłem, przemówili ludzkim głosem, my na to krzyknęliśmy ile sił w gardłach i kilka razy: czołem! Nieco z boku ustawił się barwny tłumek - byli to nauczyciele, wychowawcy, pracownicy administracji, rodzice i zaproszeni goście. Wszystko to było naprawdę wzruszające. Wszyscy razem i każdy z osobna czuliśmy smak tej szczególnej chwili w życiu...
- Niech wy, chłopcy, i wasi... nauczycielowie, prawda, pracują w tych murach, proszę ja was, wspólnie dla dobra, wicie-rozumicie, dla wspólnego dobra naszej socjalistycznej ojczyzny, Polski ludowej - zakończył wykrzykiwać do podstawionego pod nos mikrofonu towarzysz pierwszy sekretarz komitetu wojewódzkiego.
- Amen! - dokończył któryś z nas piskliwym głosikiem, inny zatwórował mu głośnym bąkiem (...)

2008-02-18

Władysław Stanisław Reymont

Wczoraj skończyłem Komediantkę, pierwszą powieść Reymonta. Język archaiczny już trochę, zresztą tak samo jak u jego konkurenta do Nobla, Żeromskiego. Zestarzał się. Chłopi, a przede wszystkim Ziemia obiecana to jednak nadal arcydzieła. Korporacyjne bubki powinny tę ostatnią czytać co dzień przed snem. Przydałoby się tak co jakiś czas sprać po tym wiecznie zadowolonym pysku domorosłego Bucholtza... Komediantka to też serial TVP z końca lat 80. W roli głównej wystąpiła w nim Małgorzata Pieczyńska. Dziś kółeczko się zamyka, bo bidna będzie tańczyć na lodzie, a przecież lata już nie te. Taki to niewdzięczny zawód. Dziś jesteś, jutro cię nie ma...

„Zamilkli. Deszcz padał nieustannie i stworzył już po drodze kałuże wody. Głogowski spoglądał posępnie na miasto, rysujące się wieżami na zamglonym horyzoncie.
– Podłe miasto! – mruknął gniewnie. – Od trzech lat nie mogę go wziąć... Walczę, zabijam się... i pies mnie nie zna!
– Jak im pan będzie mówić, że są podli i głupi, to tym ich pan nigdy chyba nie zdobędzie...
– Zdobędę. Nie będą mnie kochać, ale liczyć się ze mną muszą, muszą i niech zdechnę! Najłatwiej to brać takie twierdze aktorom, śpiewakom i tancerkom; zdobywa się jednym występem wszystko.
– Ale na jeden dzień. Po zejściu ze sceny nie zostawia się śladu po sobie, jak kamień w wodę! – mówiła Janka z pewną goryczą, wpatrując się w coraz bliższe, stłoczone mury Warszawy...”

2008-02-15

Magazyn Literacki KSIĄŻKI nr 1/2008

Paweł Dunin-Wąsowicz napisał: "... O ile tacy autorzy, jak Marta Dzido w Małżu czy Krzysztof Beśka we Wrzawie narzekali na brak mozliwości rozwoju dla wykształconych młodych ludzi, Kopaczewski w Hucie pokusił się o Utopię, opisując stworzoną właśnie dla nich enklawę kreatywności i konsumpcji...".
Nowe idzie. Ale stare... jedzie!

2008-02-06

Roland Topor

Miesiąc temu, 7 stycznia, obchodziłby 70. urodziny. Syn polskich Żydów, urodzony w Paryżu. Plastyk, prozaik, prześmiewca. Pamiętam, jak podczas jednej ze swoich ostatnich ziemskich podróży szedł ulicą Sopotu. Faja w zębach, kieliszek czerwonego wina w ręku, o głowę wyższa dziewczyna przy boku. No i ten jego śmiech. W tym samym czasie i ja, świeżo upieczony polonista, włóczyłem się po Trójmieście w poszukiwaniu pracy. On był na końcu drogi, ja na początku, ledwo po pierwszym tomiku wierszy... Wczoraj kupiłem na Koszykach jego pierwszą powieść, Chimerycznego lokatora. Całe 7,50 zł. Ale i tak Dziennik paniczny jest najlepszy. Bo: "Elegancki mężczyzna nigdy nie patrzy w niebo, gdyż w tamtych rejonach nie spodziewa się znaleźć żadnego porządnego baru. Elegancki mężczyzna zbyt kocha artystów, żeby nie pogardzać sztuką. Elegancki mężczyzna woli klapę marynarki ozdobioną plamą z sosu niż medalem. Elegancki mężczyzna myje ręce PRZED siusianiem. Elegancki mężczyzna wierci dziurę w brzuchu czasu. Elegancki mężczyzna nie odchodzi od stołu po skończonym posiłku..."

2008-02-04

Stary numer na Festiwalu Teatralnym w Olsztynie

Stary numer wystawi jutro w Olsztynie, podczas I Festiwalu Teatralnego "Gwóźdź Programu", grupa teatralna Quo vadis. Udostępniłem jakiś czas temu młodym ludziom wersję sceniczną słuchowiska o tym samym tytule. Pierwotnie sugerowano im, żeby zagrać coś Karola Wojtyły, ale powiedzieli, że nie są pokoleniem JP2, tylko... MP3! Reżyseria: Sylwia Smyk i Agnieszka Ogonowska. Obsada: Ewelina Branicka, Małgorzata Stefaniak, Martyna Kempf, Karol Dumalski i Mateusz Podlecki.
Bony i Klajd to para nastolatków, jakich setki spotykamy na ulicy. W drodze do szkoły zatrzymują się w centrum handlowym. Bony wpada na pewien pomysł i namawia Klajda, aby wspólnie wyciąc niezły numer. Historia okaże się jednak nieco bardziej skomplikowana niż zaplanowana w umysłach młodych bohaterów, zagubionych i poszukujących swego miejsca w życiu. Tak piękna i przewrotna zrazem, czy stanie się dla nich "nauczycielką życia"? (z folderu festiwalowego)

2008-02-03

Kiedy ambitni warszawianie robią sobie wolne

Młodzi, ambitni, wykształceni mieszkańcy Warszawy postanawiają spędzić weekend w poniemieckim zamku na Mazurach. Zmęczeni robieniem kariery i chęcią wzbogacenia się, próbują zerwać z wielkomiejską codziennością. Nie spodziewają się, że te kilka dni odmieni ich całe życie. Za Wrzawę Krzysztof Beśka był nominowany do Paszportu Polityki. W swojej najnowszej książce Bumerang po raz kolejny sięga do nurtu literatury antykapitalistycznej i mierzy się z mitem korporacyjnego raju. Przedstawiona przez niego historia staje się metaforą cywilizacji, która ma więcej wspólnego z magią kolorowego prospektu niż realną rzeczywistością.
Tomasz Bielicki

2008-01-31

Wrócisz na jeziora

Piosenki wiodą trochę inny żywot niż książki, ale tak jak one owocują recenzjami. Z drugiej strony rzadko ktoś w nich porusza, ocenia sferę tekstową. Nie mniej to ważna część działalności twórcy słowa.
"Olsztyńska grupa Shantaż dała już o sobie znać kilka lat temu albumem Szaleństwo Majki Skowron. Tym razem tytuł płyty również odnosi się w pewnym sensie do jakiegoś wycinka szeroko pojętej pop kultury. Jest to bowiem parafraza piosenki z repertuaru Krzysztofa Klenczona. Nowy zestaw piosenek Shantażu to w przeważającej większości radosna twórczość z gatunku tzw. szanty szuwarowo-bagiennej z odrobiną folk-rockowych naleciałości. Ta muzyka doskonale odnajduje się w mazurskich tawernach. Ale skoro już jesteśmy w tawernie, to nie może obejść się również bez "morskich opowieści". Na szczęście tym razem nie są przedstawione w postaci historii o tym, co zrobimy z pijanym żeglarzem. Jest za to ciekawa historia o wielorybie ("Moby Dick"). Celtyckie elementy w twórczości mazurskiego zespołu to nic nowego. Poprzednia płyta też nie była wolna od takich motywów. "Ciągnij ją" to irlandzki "Dullaman", znany m.in. z repertuaru kultowej grupy Clannad. Tekst dopisano mazurski, ale udział w nagraniach Marka Kwadransa z grupy Shannon dodaje nieco celtyckiego charakteru sekcji rytmicznej. Gra on też w piosence "Parszywy los", która również pochodzi z repertuaru starego Clannadu. To z resztą najciekawszy utwór na całej płycie. Kolega Marka, Marcin Rumiński z tejże samej kapeli, gości w dwóch innych utworach. Pierwszy z nich to bardzo dobra "Szanta z minutami" (cover piosenki "Ain't No Sunshine" Billa Withersa, znanej u nas przede wszystkim z wersji Budki Suflera jako "Sen o dolinie), drugi zaś to autorskie "Okulary na tęsknotę", które nabrały bardzo celtyckiego klimatu. Muzycznie jest tu dość ciekawie. Oprócz folku mamy kabaretowego bluesa ("Mazurski blues"), jest klimat piosenki autorskiej ("Bo ta łódka nazywała się "Poezja"", "Piosenka na "do widzenia""), pastisz ("Sexbom", "Titanic"), a nawet country z odrobiną folkowej nuty ("Halo"). Ten ostatni gatunek to nie przypadek, producentem płyty jest bowiem Cezary Makiewicz, znany wykonawca country i bluegrass. Jest to niewątpliwie krok do przodu, choć nie da się powiedzieć o tym albumie więcej niż "fajna płytka". Pomysł takiego mazurskiego grania jest już nieco archaiczny. Grupy takie jak Wodny Patrol, Zejman i Garkumpel, a przede wszystkim Spinakery w dużej mierze wyczerpały szuwarowo-bagienną koncepcję. Ale posłuchać warto, zwłaszcza dlatego, że zespół stara się być oryginalny." Rafał Taclem Chojnacki http://www.folkowa.art.pl/

2008-01-28

Stanisław Dygat

Dziś (29.o1) przypada 30. rocznica śmierci tego wybitnego, dziś już nieco zapomnianego pisarza. Doczekaliśmy czasów, w których, gdy powiesz Dygat, poprawią cię, że się prawidłowo mówi... Dygant. Ale może i On by się cieszył. Wszak jego żonami były aktorki... W powieści Podróż pisał: "Stanie w oknie, wystawanie przy oknie z rękami założonymi z tyłu, to w pewnym wieku i na pewnym etapie życiowym cała poważna i bardzo ponura instytucja. Kto raz zacznie wystawać w oknie z rękami założonymi do tyłu, jest już chyba ostatecznie zgubiony, pogrzebany. Człowiek stojący przy oknie myśli sobie o tym, jak piękna była jego młodość i jak wszystko, czego oczekiwał w życiu i na co liczył, zawiodło go. Myśli bez goryczy i bez złości. Niestety. Gorycz i złość to uczucia popędliwe i aktywne, które dają człowiekowi energię, zmuszają go do czynu i do buntu. Ale człowiek stojący w oknie myśli o swoich zawodach tylko z żalem i smutkiem. Źal i smutek są to uczucia obezwładniające. Każą zgadzać się z tym, co jest, przyznają rezygnacji wręcz policyjną władzę, a nadzieję zmuszają, by zeszła do podziemia i działała w bardzo skrytej konspiracji. Człowiek stojący w oknie z rękami założonymi do tyłu nie myśli nigdy o tym, co jest złego i niewłaściwego w jego obecnym życiu, ani zastanawia się nad tym, co należałoby w nim zmienić i ulepszyć, jakich błędow uniknąć na przyszłość. Z jakąś rozkoszną udręką naprawia w myślach to, co naprawić się już nie da, zmienia decyzje, cofa stanowcze kroki, a wszystko to w swojej odległej przeszłości, i wyobraża sobie, jakby wyglądało jego życie obecne, gdyby był wtedy a wtedy postąpił inaczej, niż się zdarzyło...

2008-01-25

Radio Dla Ciebie

Rozmowę na temat powieści Bumerang oraz moich ulubionych autorów przeprowadziła Agnieszka Frączek-Dąbrowska. Niedziela 27 stycznia, między godz. 12.00 a 15.oo. Zapraszam!

2008-01-15

Nasza klasa

Jak napisał jeden z moich dobrych, licealnych kolegów: dałem się ponieść tej posranej fali i wlazłem i tu. Okazuje się, że i na naszej-klasie można znaleźć echa swojej pisaniny. Tym bardziej wartościowe to głosy, że pochodzące od samych czytelników.
* Witaj Krzysztofie, jak tam Twoja Wrzawa? Nie mogłem jej nigdzie znaleźć, a strasznie byłem ciekaw pozdrawiam. Odrobiłem lekcje i już widzę, że wielka Wrzawa podniosła się w necie, wystarczy hasło wpisać i wraca do Ciebie jak Bumerang ;-) a ja głupi szukałem w księgarniach na moim zadupiu...
* Jeśli mnie pamięć nie myli, to 4 października PR1 nadawało słuchowisko na podstawie scenariusza K. Beśki :-)
* No, kolego Krzysztofie, poczytałem bloga i zamówiłem książki, trzeba zobaczyć, co tam spłodziłeś:)) recenzje bardzo pochlebne były Wrzawy i Bumerangu, to i poczytam.
* ciekawość mnie zżera (hi,hi), coś tam naskrobał. Słuchy mnie także doszły, że masz zamiar napisać (tzn. chyba już piszesz) też o waszym Liceum. Już czekam niecierpliwie.
* Twoją w(a)r(s)awę przeczytałam po raz drugi - i jakby znowu inaczej... :)
* ostatnio w radiu BIS słuchałem jednego z odcinków twej nowej książki, wg Biski pracujesz w jakiejś wielkiej korporacji; ... przy okazji spytam (to przewinęło się w tekście) naprawdę znałęś kogoś z firmy Mentor? - pracowałem tam 7 lat, po których dałem na luz, by mieć 8-godzinną pracę i więcej czasu dla dzieci, no choć niestety w pipidówie od czasu do czasu śmierdzącej.
* Widziałam w Wydawnictwie Muza Twoją powieść. Co Cię tak na prozę nagle naszło?
* Czytam właśnie Bumerang, fajna książka, ale czuję się zawiedziony, bo myślałem, że to o naszej budzie. A kiedy ta się ukaże?

2008-01-02

"Tygodnik Solidarność" 1/2008

Świat znów nie przedstawiony
(...) Młodsi pisarze najpełniej oddający świat transformacji - Piotr Siemion (rocznik 1961) i Krzysztof Beśka (1972) - nie żyją z pióra. Gdy powstawały najlepsze powieści ostatnich lat, ich autorzy traktowali literaturę jako zajęcie dodatkowe: (...) Beśka pracował w magazynie o tematyce telewizyjnej. Niespodziewanie w młodym kapitalizmie powróciło znane z baroku podejście do pisarstwa jako "nie próżnującego próżnowania". Trudno o gorszy afront dla stałych bywalców Domu Literatury. (...) We Wrzawie Krzysztofa Beśki młodzi z prowincji przybywają do Warszawy niczym do ziemi obiecanej, świadomi dylematu "kariery albo pegeery". Śpią na karimatach w przedpokoju znajomych. Wysłuchują dopytywania, kiedy wreszcie coś sobie znajdą. W Bumerangu oglądamy tych, którzy już znaleźli. Brokerzy i menedżerowie, sekretarki i księgowe z korporacji podczas weekendu na Mazurach zetkną się ze światem miejscowych, z którego parę lat wcześniej wyszli. Siemion ani Beśka nie rozwiązuja dylematów współczesności, ale przynajmniej próbują oprowadzić po nich czytelnika.

Wrażliwość społeczna nie jest modna
Rozmowa z pisarzem Krzysztofem Beśką
- Czy ma Pan wrażenie, że zyskuje czy traci, podejmując realne problemy - przebijanie się ludzi z prowincji na rynku pracy, ich awans w korporacji, cenę jaką za to płacą?
- Zyskuje jak najbardziej. Wiem, co mnie wyróżnia spośród masy pisarzy. A piszą dziś wszyscy. Również ci, co nie powinni. Nawet aktorki - jak być piękną i bogatą. Nie umiem nie dostrzegać brudu, kolokwoalnie mówiąc syfu, który wciąż nas otacza. Nie potrafię inaczej. Ale wiem, że wrażliwość społeczna nie jest modna...
- Bohater Wrzawy, były nauczyciel z Mazur, po przyjeździe do Warszawy zarabia w McDonaldzie i chowa się za filarem przed wycieczką dawnych uczniów. Sam Pan pracuje u niemieckiego wydawcy. Dlaczego dla najbardziej wyrazistych pisarzy literatura nie stanowi głównego źródła utrzymania?
- Pracuję w magazynie wydawnictwa Bauera. Piszę o gwiazdach ekranu, a nie astronomii, staram się przy tym poruszać tematy istotne, nie pytać, co jedzą na kolację, tylko jaką książkę przeczytały. Niewielu pisarzy dotyczy luksus utrzymywania się z pióra. Wiem, że wciąż jestem na dorobku: życiowym, a nie pisarskim. Trzeba zarabiać na co dzień, a pisać wieczorem albo pod biurkiem. Pod biurkiem pisałem Wrzawę, siedząc przy komputerze od 9 rano do 5 po południu. Wszyscy byli zachwyceni, że Beśka taki pracowity, cdały dzień stuka w klawisze. Dziś mogę już o tym opowiedzieć, bo pracę w międzyczasie zmieniłem.
- Czy przymnierzy się Pan do powieści o emigracji zarobkowej?
- Wyobrażam sobie mikropowieść, w której człowiek błąka się po mieście, zawierającym w sobie wszystkie metropolie europejskie, przez które przewinęli się Polacy. Najpierw chcę jednak napisać o szkole wojskowej. Chodziłem do wojskowego liceum, którego absolwenci mieli odbudować morale armii, zbrukane stanem wojennym. Tytuł Fabryka frajerów nawiąże do Fabryki oficerów Kirsta. Zamiar dostarczenia armii świeżej krwi powiódł się częściowo, wielu kolegów zostało oficerami, ja nie. Książka wpisze się z pewnością w dyskusję o wojsku, związaną chożby z zakończenem i oceną misji w Iraku. (Łukasz Perzyna)

2007-12-28

Koniec roku

Zbliża się wielkimi krokami, ale nie będzie podsumowania. Ta strona mówi wszystko. Z kronikarskiego obowiązku wymienić trzeba jeszcze rozmowę w Radiu Dla Ciebie, która poszła w eter w święta i w której mówiłem o książce, planach literackich i świętach właśnie (że równie dobrze mógłbym jest spędzić przy... pizzy, choć, mam nadzieję, nigdy do tego nie dojdzie). Warto też wspomnieć, że dziś zauważyłem Bumerang w Empiku. Wreszcie!

2007-12-18

"Nowy Kurier Iławski" 48/2007

Przyznam, że miasto powinno mu płacić z budżetu za promocję regionu. Jak nikt inny Krzysztof jest przywiązany do swoich korzeni, wybija się na pierwszy plan w jego książkach i wierszach. Jego bohaterowie to przecież ludzie pochodzący z Warmii i Mazur. Tęsknią i nie potrafią odnaleźć się w szybkiej rzeczywistości, którą ponoć niesie ze sobą życie w stolicy. Pisze o wielkiej tęsknocie za rajem utraconym, jakim się jawi mu porzucone dla lepszego życia, rodzinne miasto. Nowa powieść Beśki Bumerang opowiada o człowieku, który postanowił wrócić z Warszawy na Mazury. Dość śmiała konstrukcja fabuły wikła bohatera w niecodzienne zdarzenia, ale stawia też czytelnikowi pytanie. Czy w ogóle ten powrót jest możliwy, zwłaszcza po latach, do miejsca, które przecież tak naprawdę się zmienia, jak i sami ludzie w nim żyjący? Wydaje mi się, że nie jest to możliwe. W końcu to grecki filozof Heraklit stwierdził, że wszystko płynie i nigdy nie wejdziemy do tej samej rzeki. Bo przecież inna w niej płynie woda, choć koryto pozornie to samo, i inny piasek leży na dnie. Czas szlifuje leżące na dnie koryta kamyki, a stopa wchodząca do koryta też już nie jest tą samą, która nurzała się w niej pierwszy raz... (Tomasz Reich)

2007-12-12

"Rewia" 50/2007

Warto przeczytać! Czy można pozostać sobą, odcinając się od korzeni? To opowieść o młodych ludziach, którzy w poszukiwaniu drogi życiowej wyruszyli z małych miasteczek do stolicy. Zmęczeni walką o prestiż i pieniądze próbują się dowiedzieć, kim są. Wielkomiejski stres odreagowują w morzu alkoholu, narkotyków, myśląc, że zabawa pozwoli uwolnić się od rzeczywistości. Wyjazd w rodzinne strony to dramatyczne zderzenie ich świata ze światem prowincji. Co z tego wyniknie?

2007-12-07

"Życie na gorąco" 49/2007

Półka z książkami. Krzysztof Beśka Bumerang. Zmęczeni robieniem kariery, młodzi mieszkańy stolicy chcą odreagować. Nawet nie przeczuwają, że spędzony w poniemieckim zamku na Mazurach weekend na zawsze odmieni ich życie. Wciągająca powieść, nie tylko dla uczestników "wyścigu szczurów".

2007-12-03

Wrócić jak bumerang

(...) Bohaterowie podczas swoich krótkich wakacji piją, wdychają, palą, demolują pokój hotelowy, niczym dzieciaki na szkolnej wycieczce. (...) Krzysztof Beśka wydał kilka lat temu powieść Wrzawa, która stała się głosem krytyki współczesnych Yuppies, ginących w pogoni za sukcesem zawodowym. Autor, przybyły z Olsztyna do stolicy, jest bacznym obserwatorem, dobrze znającym środowisko młodych biznesmenów. Jest jednak bogatszy o pewien dystans do ich świata, chroni go „prowincjonalne” pochodzenie. W swoich książkach próbuje pokazać, co tak naprawdę jest ważne w życiu i jak łatwo wpaść w zasadzkę zastawioną przez świat telefonów komórkowych, służbowych samochodów i pracy po godzinach. Lektura godna polecenia dla pracoholików, jeśli tylko…. znajdą czas na czytanie.

2007-11-29

"Nasz Olsztyniak" 458/2007

Co ludzi w Polsce pcha do tego, by mieć furę, skórę i komórę?
- Żyjemy w epoce kolorowego gadżetu, w epoce obrazka. Nieważne, kim się jest, ale jak się wygląda. Nieważne, co kto mówi - byle głośno. To widać w telewizji. A do posiadania pcha powszechna makdonaldyzacja i amerykanizacja. Widzę w tym również wyrównanie w stosunku do tego, co było kiedyś. A było biednie i siermiężnie! Więc teraz nadszedł czas, by się nażreć i wypchać kieszenie. W książce jest zresztą bardzo znamienny fragment o żarciu, bo teraz chodzi wyłącznie o to, by się nażreć...

"Życie na gorąco" 48/2007

Bumerang to nowa powieść młodego pisarza Krzysztofa Beśki. Złota młodzież ze stołecznej korporacji wyjeżdża na weekend na Mazury, gdzie spotyka mieszkańców dawnego PGR-u. Wynika z tego prawdziwa mieszanka wybuchowa...

2007-11-26

Powieść w odcinkach

Bumerang w Radiu BIS w dziesięciu odsłonach, od poniedziałku 26 listopada do piątku 7 grudnia, o godzinie 20.50. Czyta Grzegorz Damięcki.

2007-11-21

Spotkanie w Radiu Koszalin

Pod koniec Bumerangu Kuba Piecki mówi: "Polska nie kończy się na Tarchominie i Kabatach..." Zapraszam zatem na spotkanie w Radiu Koszalin (mieszkających w zasięgu, ale i tych, którzy mogą słuchać radia w internecie). Audycja Anny Rawskiej Spotkania z literaturą, piątek, 23 listopada, godz. 20.05.

Pierwsze opinie

Dzieje głównego bohatera przeplatają się z wieloma innymi, ciekawymi wątkami. A Kuba jest kolegą ze szkolnej ławy. Masz wrażenie, jakbyś go znała. Każdy z nas zastanawia się, co robić w życiu. Czy zostać, czy wyjechać gdzieś za kasą. Problem bardzo aktualny, patrząc na wyjeżdżających za granicę młodych ludzi. Bohaterowie mają takie same problemy jak my. Ja też nie pracuję w wielkiej korporacji ani nie jestem karierowiczką. Książka jest po prostu dobrze napisana i nawet jakby była o ufoludkach, też by była fajna. A skoro temat jest trochę bliższy niż kosmici, to człowiek myśli o nich. Czy są dobrzy, czy źli? Ja znam tych ludzi. Takie jest wrażenie, jak czytasz tą książkę. Niestety, to nie jest miły obrazek, więc jeśli lubisz słodkie historyjki. to nie jest książka dla ciebie. W książce jest wszystko: piękne opisy przyrody, polska wieś, duże miasto, seks i narkotyki itd. Dzieje się sporo, ale wyjątkowo to nie jest zarzut. Muszę pomyśleć, czy Bumerang nie jest o mnie. Właśnie, jeśli lubisz czasem pomyśleć, jeśli masz na to czas, to polecam. (Czytelniczka)

2007-11-15

Wywiad w Radiu PIN

Rozmowę na temat Bumerangu, pracy w warszawskich korporacjach i literatury krytykującej polski kapitalizm przeprowadziła dziennikarka Radia PIN 102 FM, Magda Juszczyk. Emisja w piątek, 16 listopada, o godzinie 14.00.

2007-11-13

Premiera




No i stało się. Druga powieść już na półkach. W księgarni Tarabuk, w poniedziałkowy wieczór odbyło się spotkanie promocyjne. Za oknami zasapany, warszawski wieczór, do tego padający śnieg z deszczem. I gdzie tu upalna, mazurska noc? A no wyobraziliśmy ją sobie, wszyscy zebrani, dzięki Leszkowi Bugajskiemu, który, jak zwykle, po mistrzowsku przedstawił powieść i zachęcił do jej lektury. Zaś para moich zaprzyjaźnionych aktorów, Andżelika Piechowiak i Michał Lesień, przeczytała fragmenty książki. Potem kilka pytań z sali i już można było delektować się australijskim winem... Bumerang, ufundowanym przez Wydawcę, Kamila Witkowskiego. Tym, którzy mimo pogody dotarli na spotkanie, jeszcze raz dziękuję.

2007-11-07

Spotkanie promocyjne


Serdecznie zapraszam na spotkanie z okazji wydania mojej najnowszej powieści Bumerang. Poniedziałek, 12 listopada, godzina 18.00. Księgarnia Tarabuk, ul. Browarna w Warszawie (Powiśle). Spotkanie poprowadzi redaktor "Newsweeka" i krytyk literacki, Leszek Bugajski, zaś fragmenty książki przeczytają aktorzy Andżelika Piechowiak i Michał Lesień. Po wszystkim (dla niektórych to będzie dopiero początek...) lampka wina. Albo nawet dwie.

2007-10-31

Nowa powieść: Bumerang

Upalny, letni weekend. Stary, poniemiecki pałac na Mazurach wypełnia śmiech i gwar rozmów. Kolejni goście z wielkiego miasta, którzy przyjechali odreagować pędzącą codzienność. Ścieżki kariery zastępują ścieżki białego proszku. Jedyne procenty to nie te w banku, a w butelkach. Zbliża się burza, czas gniewu, czas śmierci... Pojawiają się duchy przeszłości, tej odległej i tej całkiem niedawnej... Już za chwilę w pobliskim jeziorze, niczym w lustrze, wielu ludzi będzie mogło ujrzeć swoje prawdziwe oblicze, a zderzenie świadomości i postaw przedstawicieli dwóch zupełnie innych światów - postpegeerowskiego i nowobogackiego, zmieni ich wszystkich. Oba są zepsute, ale tylko jeden zdoła się obronić. Ale czy na długo?
Jako pierwsi treść książki poznali słuchacze Radia Olsztyn. Kolejne odcinki powieści w interpretacji Marcina Tyrlika, aktora Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie, były emitowane wiosną i latem 2006 roku. Wersja tradycyjna, papierowa, ukaże się nakładem warszawskiego Wydawnictwa Nowy Świat.

2007-10-23

Prasa o Wrzawie

"Wprost": Beśka to nauczyciel języka polskiego, który siedem lat temu przyjechał do stolicy z Mazur, by zmienić swoje życie na lepsze. Jego bohater ponosi jednak kleskę. Problem w tym, że nie widzi prawdziwych przyczyn tej klęski. (...) W rozmowie z "Wprost" Beśka żali się, ze ohydna komercja trzyma nas w uścisku. Ale z czegoś trzeba żyć, więc się tej komercji poddaje. Beśka czy Shuty robią to, co Naomi Klein, czyli korzystają z wszelkich zdobyczy kapitalizmu, formalnie zażarcie go zwalczając.
"Gazeta Wyborcza": Warszawa jako upiorny labirynt, po którym błąkają się dotknięci amnezją bohaterowie, pojawiła się już w latach 60. w prozie Tadeusza Konwickiego. Dzisiaj zmieniło się centrum tego labiryntu - nie jest już nim Pałac Kultury i Nauki, w którego cieniu rozgrywała się akcja "Wniebowstąpienia" czy "Małej apokalipsy". Chociaż zamazana sylwetka pałacu widnieje na okładce debiutanckiej powieści Krzysztofa Beśki "Wrzawa", to jednak jej bohater wpatruje się w zupełnie inne budynki: Marriott, Intraco, Fim Tower, Reform Plaza. (...) Beśka z gorzką ironią opisuje fiasko kolejnych złudzeń bohatera. (...) Do Balzaka bezpośrednio nawiązuje Beśka, dając swojemu bohaterowi nawet to samo imię: Lucjan. Główna różnica między Warszawą XX wieku, a Paryżem okresu restauracji polega na perspektywie: dla bohaterów Balzaka Paryż był stacją końcową, dla Beśki Warszawa to przedsionek do świata.
"Nowe Książki": Z rozbawieniem śledziłem opisy dzisiejszej Warszawa wymodelowane tak, jakby to była upiorna Łódź Karola Borowieckiego czy nawet miasto Wokulskiego, przechadzającego się po Powiślu, wszak idzie Beśce o Warszawę szkaradną, wszawą...
"Lampa": O ile Bizio nudzi, ale bezpretensjonalnie, "Wrzawa" Beśki trochę wciąga i irytuje jednocześnie. (...) Być może Beśka napisał taką powieść o młodych ludziach, na jaką tu wszyscy czekali, a przynajmniej wydawało mu się, że ją pisze, wyliczając prace akwizytora, barmana czy wreszcie copywritera.
"Razem": Wrzawa doskonale wpisuje się w nurt twórczości zaangażowanej ostatnich lat. Można ją śmiało postawić obok książek innych autorów urodzonych w latach 70. (...) jako przykład prozy mocno szarpiącej się w wolnorynkową rzeczywistością.
"Polityka": W najnowszej prozie polskiej można wyróżnić dwa zasadnicze nurty. Jeden z nich ma swoje źródła w młodointeligenckiej frustracji bezrobociem, a drugi we frustracji pracą. Do pierwszego zaliczyć można np. "Czwarte niebo" Mariusza Sieniewicza, "Do Amsterdamu Michała Olszewskiego" czy "Wrzawę" Krzysztofa Beśki - znamienne, że akurat wszyscy trzej autorzy pochodzą z Warmii i Mazur, regionu o dość wysokim bezrobociu strukturalnym.
"Manager Magazin": Warszawa na kartach tej powieści fascynuje wielobarwnością, jest miejscem, w którym można wygrać i stracić wszystko. (...) Siłą "Wrzawy" jest niewątpliwy zmysł obserwacji autora, a przy tym wyostrzony słuch na paradoksy czasów polskiego, drapieżnego kapitalizmu. Warto też zwrócić uwagę na miejsca w tej powieści, kiedy akcja staje w miejscu. Na opisy Warszawy. Bywały w powieściach naszych największych - Tyrmanda, Konwickiego. Krzysztof Beśka powraca do tej tradycji...
"Przegląd": Powieścią "Wrzawa" Beśka udowodnił, że jest uzdolnionym prozaikiem. I bystrym obserwatorem otaczającej rzeczywistości. "Wrzawa" może być odczytana jako satyra na polski kapitalizm i jego wyznawców.
"Playboy": Tytułowa wrzawa opisuje niezwykłe możliwości, jakie otworzyły się po transformacji ustrojowej. Ale bohater powieści nie może znaleźć pracy, jest oszukiwany i odrzucany jak śmieć, aż wreszcie dzięki podstępowi udaje mu się, niczym jakiemuś współczesnemu Nikodemowi Dyzmie.
"FA-art": Czy miasto opisane we "Wrzawie" odbiega w jakiś sposób od portretów innych, wielkich miast? Gdyby nie kilka rozmieszczonych w tekście tabliczek z drogowskazami, konkretnymi nazwami ulic, dzielnic i obiektów architektonicznych, większość opisów mogłoby się odnosić zarówno do mrocznego Petersburga Dostojewskiego, paryskiej miniatury świata pióra Balzaka czy fotografii umieszczonych przez Prusa w "Lalce".
"Twórczość": Obraz Warszawy kreślony przez Beśkę w oczywisty sposób rozmija się z wyobrażeniami milionów Polaków, którzy wciąż marzą o jej podboju. (...) I wracają wieczorami zwykle bez sukcesów do swoich brudnych dzielnic, które do złudzenia przypominają nowojorski Greenpoint opisywany przez Redlińskiego w "Szczuropolakach"."Rzeczpospolita": Powieść Beśki to w pewnym sensie podręcznik życia w nowych czasach, raport ze szkoły przetrwania w kształtującym się, żarłocznym kapitalizmie...
"Odra": Najbliżej, zarówno czasowo, jaki i pod względem sposobu ujęcia tematu, jest Beśce do Pilcha. (...) Beśka z satyrycznym zacięciem przedstawia realia już nie raczkującego, ale jeszcze wciąż młodego, nie w pełni ukształtowanego polskiego kapitalizmu.
"Trybuna": To chyba pierwsza polska powieść o kapitalizmie restaurowanym nad Wisłą po roku 1989.
"Metropol": Poeta z Mazur, Krzysztof Beśka, we Wrzawie ze sporą wrażliwością stara się pokazać skutki wyścigu szczurów i alternatywę dlań. Literatura zaangażowana i antykapitalistyczna powinna analizować wroga, nie tylko go wyśmiewać.
"Tygodnik Solidarność": W powieści Warmiaka Krzysztofa Beśki Wrzawa mieszkańcy tych stron masowo ściągają do stolicy, śpią za darmo na karimacie w przedpokoju u znajomego. Wreszcie przy drinku spotykają się ci, którym się udało, wznoszą toast kariery albo pegeery.
"Własnym Głosem": Książka, aczkolwiek pozbawiona reklamy i rozgłosu, ma szansę zaistnieć na dłużej w czytelniczej świadomości. Jest bowiem powieścią z kluczem, realistyczną i rzecz można zaangażowaną.