2008-02-21

Fabryka frajerów

Kolejna powieść najprawdopodobniej już jesienią, może nawet 1 września. No, byle nie o 4.45... 1 września minie 21 lat od opisanych w książce wydarzeń...
(...) Pierwszego września wbiliśmy się zatem w galowe garniaki i białe koszule, wypucowaliśmy pantofle, dopasowaliśmy przed lustrem rogatywki, choć żeby było do końca pięknie, tu i ówdzie musiały się również zawiązać... spółdzielnie wiązania krawatów. Na klamce, na szyi, lutrzanie i w ciemno, na raz i na dwa - szkół było wiele. Ale efekt jeden. Wyglądaliśmy jak grupa wystraszonych licealistów-prymusów, z początku lat sześćdziesiątych, na audiencji u pana wojewody. No to sobie tak staliśmy odziani w garniturki jak spod sztancy, które wcześnie pomagały nam prasować miłe panie, bo i takie się znalazły. Na szczęście, a może wręcz przeciwnie, były tylko miłe: z administracji szkoły, a także internatu. Był zatem pierwszy września, a my wystawaliśmy dzielnie swoje. W zwartym dwuszeregu, wzdłuż linii boiska do siatkówki. Wciągnięto flagę biało-czerwoną na maszt, orkiestra wojskowa zagrała Mazurka Dąbrowskiego, a może nawet i Rotę, która tym bardziej pasowała do dekoracji byłych pruskich koszar, w których mieliśmy spędzić kilka następnych lat życia. Letnie jeszcze słoneczko przygrzewało przyjemnie, miękły nam odrobinę plastikowe daszki galowych czapek i nogi przy okazji. Zaproszeni oficjele, stłoczeni na trybunie honorowej z metalowym orłem, przemówili ludzkim głosem, my na to krzyknęliśmy ile sił w gardłach i kilka razy: czołem! Nieco z boku ustawił się barwny tłumek - byli to nauczyciele, wychowawcy, pracownicy administracji, rodzice i zaproszeni goście. Wszystko to było naprawdę wzruszające. Wszyscy razem i każdy z osobna czuliśmy smak tej szczególnej chwili w życiu...
- Niech wy, chłopcy, i wasi... nauczycielowie, prawda, pracują w tych murach, proszę ja was, wspólnie dla dobra, wicie-rozumicie, dla wspólnego dobra naszej socjalistycznej ojczyzny, Polski ludowej - zakończył wykrzykiwać do podstawionego pod nos mikrofonu towarzysz pierwszy sekretarz komitetu wojewódzkiego.
- Amen! - dokończył któryś z nas piskliwym głosikiem, inny zatwórował mu głośnym bąkiem (...)