2016-05-03

Bo w Mikołajkach

Żadne chyba inne miasto nie jest obecne w mojej twórczości jak Mikołajki, występuje bowiem tak w wierszach, jaki i w piosenkach, a także powieściach. Długo by wyliczać kolejne spotkania, kolejne stopnie fascynacji i kolejne piękne panie, które tam poznałem. Ostatnio jednak była długa rozłąka. Gdy wróciłem tam w ostatnią sobotę, zastałem wiele nowych budynków, rozbudowano werandy kawiarni i tawern, budują nową kładkę dla pieszych. Dzieje się. Poniżej kilka zdjęć i refleksji.
Kładka w budowie. Już tu o niej pisałem. Teraz będzie nowocześniej
i nie trzeba będzie składać zadaszeń mostków na statkach.
Ryneczek. Król Sielaw jakiś inny, bo i fontanna
inna, płaska. Naokoło festyn: stoiska, namioty,
a nawet sztuczne lodowisko. Ludzi kupa.
Promenada wzdłuż Jeziora Mikołajskiego prawie się nie
zmieniła. Nadal można nią iść i iść, a czasami zatrzymać się,
by coś przekąsić.
Hotelik na uboczu, wśród pól. Mogę polecić bez wahania, nie tylko
okno, ale i cały. Wieczorne rowerowanie było, wieczorne piwo i faja
w ogrodzie i na balkonie.

Na Ptasiej Wyspie przez lata straszyły ruiny czegoś, czego ktoś
nie zdołał dokończyć. Dziś jest tu wspaniały hotel pięciogwiazdkowy.
Może się kiedyś szarpnę i tam zamieszkam.
Popłynęliśmy statkiem na Śniardwy. Po raz pierwszy mi się to
zdarzyło, bo i wcześniej nie byłem tu z dzieciakiem.
Do Mikołajek przyjeżdżało się kiedyś pociągiem.
Dzisiaj nic tu już nie jeździ, a szkoda. Idąc po
torach, skracaliśmy sobie drogę do hotelu.