Już nie po inspiracje, a po to, by podsumować swoją pracę, wybrałem się wczoraj do Łodzi. Pociągiem, jak bohaterowie moich książek. Przejeżdżając przez Skierniewice, pozdrowiłem stojącego tam na peronie Wokulskiego. Pociąg też zresztą tak się nazywał. Na spotkaniu w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej gości tyle ile trzeba. Nie było tłumu jak na pielgrzymce w Arabii, ale było też wstydu. Prowadzący spotkanie Piotr Bierczyński z WBP podsumował, że mój cykl to ponad 1200 stron, na stałe więc chyba wpisałem się w historię łódzkiej literatury. Porozmawialiśmy o wsiach, w których podpaliłem dwory, o Dolinie popiołów, tej pod Jerozolimą, a także o sztyletnikach. Tym razem błędów mi nie wytykano. Dziękuję wszystkim za miłe przyjęcie i za wspaniałe spotkanie.