7.11.79 NIGDY NAPRAWDĘ
Nigdy naprawdę nie marzłem, nigdy
nie żarły mnie wszy, nigdy nie zaznałem
prawdziwego głodu, poniżenia, strachu o własne życie:
czasami zastanawiam się, czy w ogóle mam prawo pisać
Kiedyś ktoś pokazał mi ten wiersz Stanisława Barańczaka. Mnie, studentowi jeszcze, człowiekowi aspirującemu dopiero do miana poety. Wiele w tym prawdy, po latach mogę to stwierdzić. Barańczaka ceniłem przede wszystkim jako poetę, w latach studiów zaczytywałem się jego wierszami. Książka 159 wierszy często mi towarzyszyła, czego dobrym dowodem są znalezione w niej po latach karteczki z godzinami odjazdów i przyjazdów pociągów. Włóczyłem się, podróżowałem i czytałem. Właśnie Barańczaka, który jak nikt potrafił pisać na przykład o zimie. I zimą odszedł (tego samego dnia, ale 22 lata wcześniej, zmarł mój ojciec...) Po latach, przygotowując swój debiut prozą, Wrzawę, cytowałem wiersz Dyletanci. Trochę złośliwie, przyznam, ale wtedy znów był ze mną. I pewnie już zostanie.