2014-09-29

Piotrkowska, OFF, Spaleni Słońcem

Zanim napiszę o tym, co wydarzyło się na Kapitularzu, słów parę o tym, co działo się później. Nie mogłem nie pójść na Piotrkowską, to jasne. Nigdy jednak nie byłem na tej ulicy po godzinie dwudziestej, a dopiero wtedy ta najważniejsza ulica Łodzi, ulica po której chodzili bohaterowie moich książek, nabiera szczególnego kolorytu. Nieprzebrany tłum, w którym kiedyś mieszały się cztery nacje, dziś składa się z ludzi o różnym kolorze skóry, różnych upodobań, skejtów i dresiarzy, studentów i artystów, zabieganych korpowyrobników i luzaków. I ani jednej brzydkiej dziewczyny! Chodziłem w jedną i w drugą stronę, zaglądałem do ciemnych przecznic. Potem trafiłem do centrum OFF, które działa w dawnej fabryce Ramischa. To tętniące życiem miejsce pełne pubów, sklepików i pracowni. Mnóstwo młodych ludzi pijących piwko już to w knajpkach w rodzaju Spalonych Słońcem, już to po prostu na podwórku. Przed wspomnianym lokalem leżaki, na nich ludzie. Przysiadłem z perłą w dłoni, chłonąc atmosferę tego szczególnego miejsca. Miejsca takiego próżno szukać w Warszawie. Może pawilony na tyłach Nowego Światu. Tylko że tam nie ma fabryki. Bo to te mury współtworzą ten wspaniały klimat.