Pracując nad książką, której bohaterowie rozwiązują zagadki kryminalne i historyczne we Fromborku, nie mogłem nie zajrzeć do powieści Zbigniewa Nienackiego Pan Samochodzik i zagadki Fromborka. Po raz pierwszy czytałem ją, mając lat może z dziesięć, a może dwanaście. I do dziś wracam do niej z przyjemnością. Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że dla mnie seria o przygodach Pana Samochodzika zaczyna się Wyspą Złoczyńców, a kończy Człowiekiem z UFO. Ewentualnie jestem skłonny zaliczyć do niej także trzy wcześniejsze powieści Nienackiego oraz dwie dokończone przez jego ucznia, Jerzego Ignaciuka. Wszystko inne to dla mnie hochsztaplerka w najczystszej postaci! A zatem – Frombork i skarby ukryte pod koniec wojny przez pułkownika Koeniga. Tu już pierwsze "ale". Nienacki pisze o nim "pułkownik SS", a przecież powinien "Standartenführer", skoro mowa o SS. Ale nie czepiajmy się. Jest mowa o poszukiwaniach grobu Kopernika, pavimentum, wieży, kanoniach, czyli o wszystkim, co najciekawsze i co u mnie znajdzie się również. Za każdym razem znajduję w tej powieści coś nowego. To książka dla młodzieży, więc trochę naiwna, ale to w żaden sposób nie razi. Na koniec paradoks – kiedyś słyszałem zdanie, że dziś pozytywnym bohaterem książki byłby nie pan Tomasz, a… jego wróg, Waldemar Batura. Obrotny, działający na granicy prawa, sprzedający na zachód dzieła sztuki. A Pan Samochodzik to przecież PRL-owski urzędnik, w dodatku ORMO-wiec!