tutaj znajdziecie 6 typów pisarzy wg Ezry Pounda. Ciekawe, nie powiem. Ale po lekturze tego krótkiego tekstu pokusiłem się o własne, złośliwe, dodajmy, zestawienie. Będzie na szybko, tak jak mi intuicja dyktuje, nie mam bowiem czasu zastanawiać się nad tym dłużej, bo robota pisarska czeka. A zatem kogoś dziś, w naszej rodzimej literaturze spotkać można? Są to:
1. Bo tata (mama) też pisał (pisała). Że niby tradycja rodzinna. Dziecko zamiast smoczka trzymało w buzi pióro Pelikana. Dobrze, że w ogóle coś trzymało, że nie umarło z głodu, zapomniane, bo pisarz to gatunek trudny. Gdy pisklę dorosło, wzięło się za to samo. Bo to łatwo, rodzice w razie czego pomogą. Także w przepychaniu tekstu w wydawnictwach, a potem w mediach. Wyjątek? Choćby syn nieżyjącego autora tekstów piosenek, wielkich polskich przebojów, który jedyne, co potrafi, to pastwić się w recenzjach prasowych nad książkami innych.
2. Na złość byłej. Może działa to też w odwrotną stronę, ale nie słyszałem. Ale takich, gdzie były mąż bierze się za pisanie, bo była żona też pisze, jest wiele. Z reguły jestem po stronie facetów, ale w tym wypadku jednak każdy taki przypadek jest żałosny i "pisarz" nie dorasta byłej do pięt, choć się ciska i miota. Na ryby by lepiej poszedł. Albo na kurwy.
3. Moje życie jest wyjątkowe! Życie moich znajomych też. Poza tym miałam piątkę z polskiego w liceum. No to trzeba zacząć pisać. Tak powstała tzw. literatura kobieca. Co raz widzę w tramwaju czy metrze książkę w rękach czytającej pani, a na okładce nowe nazwisko. Często jest to nazwisko podwójne, co już na wejście świadczy, że autorce udało się coś więcej niż napisanie i wydanie romansidła. A co nie dopisze, to dowygląda. Wydawnictwa biorą te produkty chętnie, co chwila słyszę, jak jedno z drugim zmienia profil z kryminalnego na taki właśnie.
4. Namawiają mnie, żebym napisał. Ten typ musi dać się długo prosić, zanim zasiądzie do klawiatury. Przynajmniej tak twierdzi. Potem widzę książkę w Dedalusie, czyli salonie taniej książki, przecenioną z 29,90 na… 2,50. Bolesne, co? Ale przecież znów go namawiają, bo nic się nie stało. Każda książka prędzej czy później tam trafi. Typ ten rzeczywiście nie ma zbyt wiele czasu, bo tu redakcja miesięcznika, tam radio, w międzyczasie kawiarnia, jedna, druga, trzecia. Nie do pozazdroszczenia. A złe recenzje albo ich brak? Gwizdać na to, bo koleżeństwo z pisemka literackiego i tak powie, że jestem najlepszy.
5. Niewolnicy. Piszą, póki nie padną. Czasem dwie rocznie, w tym samym wydawnictwie, bo markę trzeba wzmacniać (dobra, dobra, to, że w 2015 wydałem trzy, to przypadek, tak się ułożyło). Nie ma innego wyjścia, bo wydawnictwo wyciągnęło kiedyś pomocną dłoń, kiedy nikt inny tekstu nie chciał. Książka nawet załapała, a wtedy wydawca podsunął cwanie do podpisania lojalkę. Że nigdy i u nikogo. Dożywotnią. Coś, co miało być przygodą i przyjemnością, staje się powoli mordęgą.