2015-06-15

170 lat Wiedenki!

Na Dworcu Wiedeńskim w Warszawie było tłoczno i gwarno. Tłum pasażerów z walizkami i tobołkami różnych wielkości i kształtów przemieszczał się we wszystkich kierunkach, tłoczył w poczekalniach, bufetach i przed kasami.  Największy ścisk panował w pomieszczeniach, gdzie obsługiwano pasażerów klasy drugiej i trzeciej, najmniejszy zaś tam, gdzie na odjazd pociągu oczekiwali pasażerowie klasy pierwszej. Oni też nie mieli ze sobą bagaży; tymi wcześniej zajęli się ludzie z blaszanymi numerkami na okrągłych czapkach. Wszystkich zaś łączyło jedno: za parę chwil mieli zająć miejsca w jednym pociągu, który już stał na peronie zaprzężony w buchającą parą lokomotywę, i ruszyć nim w jednym kierunku – w znakomitej większości po to, by spędzić zbliżające się katolickie święta Wielkiej Nocy poza miastem gubernialnym Warszawą. Była Wielka Sobota 1892 roku. Zegar na wschodniej wieży neorenesansowego budynku dworca wskazywał punktualnie godzinę pierwszą po południu. A to oznaczało, że do odjazdu pociągu do Łodzi pozostało dokładnie siedem minut. Dwaj mężczyźni w średnim wieku, ubrani wedle najnowszej angielskiej mody i siedzący przy stoliku w barze klasy pierwszej, zdawali jednak w ogóle się tym nie przejmować. W spokoju sączyli herbatę i rozmawiali półgłosem. Nie zwrócili też większej uwagi na pojawienie się przy nich zaaferowanego bagażowego, któremu najpewniej powierzyli wcześniej swoje walizki. 
Tak zaczyna się jeden z rozdziałów Trzeciego brzegu Styksu. Wtedy można już było dojechać pociągiem z Warszawy do Łodzi. 170 lat i jeden dzień temu można było jedynie do Grodziska, ale to właśnie 14 czerwca jest datą otwarcia Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. W każdej mojej książce jest pociąg, choć przez chwilę. Nie planowałem tego, tak wyszło.