Wczoraj wpadł mi w oko pewien tekst. Ciekawe, choć może trochę przekombinowane. Ale do myślenia daje. Najbardziej chyba ten jeden argument, dlaczego pisać jednak warto. Autor twierdzi: „tzw. realistyczny powieściopisarz, który w trakcie pisania pozostaje twardo w prawdziwym świecie, pomylił swoją rolę z historykiem, dziennikarzem lub dokumentalistą. Prawdziwy powieściopisarz nie pokazuje rzeczywistości, ale nierzeczywistość, jeśli uznamy, że nie chodzi tu o mało prawdopodobną lub fantastyczną, ale po prostu o to, co mogło się wydarzyć lub nie, sprzeczne z faktami, zdarzeniami i incydentami, sprzeczne z tym, co dzieje się teraz.” Wynika z tego niezbicie, że literatura kobieca nie jest literaturą.