2014-08-05

80 lat temu

To się nie zdarza często, ale może się mylę, bo przecież wszystko zależy od twórcy. Inna sprawa, gdy powieść osadzono w pewnych realiach historycznych. Tak czy inaczej 5 sierpnia 1934 roku rozpoczyna się akcja Krypty Hindenburga. W Olsztynku (Hohenstein) trwają przygotowania do pogrzebu zmarłego przed trzema dnia marszałka.…

Pułkownik zdjął czapkę i wypuścił z ust obłok dymu. Na jego twarzy przez chwilę błąkał się uśmiech, jednak oczy pozostawały poważne. Poważne jak problem, który był do rozwiązania.
– Za dwa dni będą tu tłumy – powiedział von Below, spoglądając przed siebie.
– Niezaprzeczalnie – zgodził się architekt.
– Trumnę opuszczą do grobu, usłyszymy bicie kościelnych dzwonów i huk armatnich wystrzałów. Nad grobem przemówi sam Hitler. Padną wielkie słowa: o kontynuowaniu dzieła, tysiącletniej Rzeszy, ale także mitycznej Walhalli, do której rychło zawita dusza zmarłego…
 Schmidt znacząco spojrzał na zegarek. Nie uszło to uwadze oficera.
– W tej mieścinie i tak nie ma co robić – rzucił półgębkiem von Below.
– Przepraszam… – stropił się cywil.
– Nie ma za co, właściwie już kończyłem – uśmiechnął się pułkownik. – Chciałem tylko powiedzieć, że w ten sposób koło się zamknie. Do tysięcy poległych w krwawej bitwie żołnierzy dołączy po latach ich naczelny wódz, ojciec zwycięstwa nad Rosjanami. I właśnie w imieniu tych chłopców, często bezimiennych, chciałbym poprosić pana, inżynierze, o jedną małą przysługę.
– Co to za przysługa?
– Już mówię. W krypcie jest miejsce na dwie trumny, prawda?
– Owszem. Pomyśleliśmy o żonie marszałka.
– To zrozumiałe. Nasza prośba może pana mocno zdziwi, ale…
– No, niech pan wreszcie mówi, pułkowniku! – zawołał inżynier Wilhelm Schmidt.
– Chodzi o to, żeby znalazło się tam miejsce na… jeszcze jedną trumnę – dokończył pułkownik Joachim von Below z wyraźną ulgą, podnosząc do ust cygaro marki Befti.