Prace nad kolejną częścią przygód Tomasza Horna, która dotąd stała na "małym ogniu", zakończone. Jedna z ostatnich scen rozgrywa się w budynku przedstawionym na zdjęciu i idzie tak:
Horn podszedł do pierwszych z brzegu drzwi, wyciągnął przed siebie rękę…
– Nie! – krzyknęła Erika. – Stój.
Popatrzył na nią pytająco. O co jej może chodzić?
W odpowiedzi policjantka skierowała strumień światła w miejsce, gdzie końce belek, z których zbito drzwi, spotkały się z sufitem.
Spojrzał tam także i Horn. I serce zamarło mu w piersiach. Wisiały tam… trzy granaty ręczne typu Eihandgranate 39, umiejętnie zamontowane. Taka sama niespodzianka czekała na kogoś, kto chciałby poruszyć drzwi numer dwa. I trzy.
Pierwsza myśl: jakakolwiek próba dostania się do środka, najmniejsze poruszenie tych drzwi spowoduje wybuch. (...)