Stanisława Berga obudziły jakieś hałasy: stukanie, trzaskanie drzwiami i podniesione głosy domowników. Z początku nie wiedział, gdzie jest. Ten stan trwał kilka dobrych chwil: obce łóżko, nieznane meble (Riepin niedawno całkiem kupił nowe, za namową pani Jaraczewskiej i przy poparciu pani Ostrowskiej).
Potem przypomniał sobie kilka ostatnich godzin z życia, od spotkania Stanisława Przybyszewskiego, wizytę w restauracji w Parku Helenów, następnie libację w cukierni Konrada, gdzie znaleźli go przyjaciele, po rozmowę w gabinecie Riepina.
Berg podniósł się na łokciu i dalej nasłuchiwał. Hałasy nieco już jednak przycichły. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Po takiej nocy można było się spodziewać, że będzie miał katzenjammer, ale nawet nie bolała go głowa. Czuł się wypoczęty i wyspany. Do tego żołądek nie dokuczał mu, a domagał się pożywienia.
Wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Po chwili stwierdził z przerażeniem i zawstydzeniem, że stan jego garderoby pozostawia wiele do życzenia: pantalony były pokryte grudkami błota, podobnie jak buty, granatowa żeglarka wymięta, biała koszula zaś poszarzała, a nawet tu i ówdzie nosząca znak karminowej szminki do ust.