Takie przynajmniej na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, gdy czyta się blisko 8 stron tekstu, w którym co raz pojawia się Krzysztof Beśka. Krzysztof Beśka podlegał, płatnik zawarł z Krzysztofem Beśką, Krzysztof Beśka nie złożył i tak dalej. Ile się musiała ta pani napracować, żeby coś takiego wysmażyć? Według darmozjadów z NFZ i ZUS bowiem moje spotkanie z czytelnikami, do którego doszło już jakiś czas temu, w niczym nie różni się od malowania ścian w kiblu. Zadzwoniłem przed chwilą do biblioteki wojewódzkiej w Olsztynie i dowiedziałem się, że spraw jest kilkaset (kontroler z ZUS się nudził albo kontrolerka była niedopieszczona!), będzie się to jeszcze ciągnąć, a dyrektor Marcinkiewicz, zamiast krzewić czytelnictwo w regionie, musi spędzać czas w sądach. Tak się w tym kraju szanuje kulturę.