W mediach dziś zawrzało po tym, jak Ministerstwo Kultury przyznało 6 milionów złotych na budowę ekspozycji głównej w Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, które powstaje pod kopułą Świątyni Opatrzności na Polach Wilanowskich. Ta dotacja jest kilkadziesiąt razy większa niż te, które dostały pozostałe instytucje. Już zawiązują się spiski, już ludzie ślą maile do ministra Zdrojewskiego, już się twórcy wypowiadają, jak to zostali okradzeni. A mnie, lewaka i krytyka kleru, jakoś to nie oburza. Może dlatego, że nigdy nie dostałem stypendium ministra kultury, a może dlatego, że uważam, że takie muzeum jest więcej warte niż wszystkie gówniane przedsięwzięcia, eksperymenty ludzi, o których jutro nikt nie będzie pamiętał. Chcieliście kapitalizmu, to macie. Chcecie robić kulturę, to niech ona na siebie zarobi! Ja piszę książki, które nie są dotowane. Prywatni wydawcy ponoszą ryzyko, czy pomysł chwyci, czy nie. Wkładają w to własną kasę. Prosty rachunek. A gdzie są wszystkie te wszystkie iluśsetletnie dzieła sztuki, które podziwiamy? Czy aby nie w kościołach właśnie? Jutro ci, którzy dziś gardłują, pójdą i na klęczkach będą całować kardynała Nycza w rękę. Ot i cała afera…