2010-05-24

Laudacja

„Fabryka frajerów” Krzysztofa Beśki to powieść, można by rzec, typowa w swoim nostalgicznym zapatrzeniu w czas młodości i dorastania. „Fabryka frajerów” Krzysztofa Beśki to powieść szczególna, należałoby dodać, bowiem łatwo dostrzegalny rys inicjacyjny, nie pozbawia książki świeżości przekazu przy jednoczesnej uniwersalności przesłania. Lektura „Fabryki frajerów” rodzi śmiech, melancholijne zadumanie nad przemijaniem, a także podsyca ironię, która może budzić się w każdym, gdy sięgniemy kilka lat wstecz i zobaczymy siebie – naiwnego, zbuntowanego, głodnego walki i przekonanego, że niewiele trzeba, by podbić świat. Na frajerów wychowywano pewnie wielu z nas. Na frajerów w pozytywnym tego słowa znaczeniu – chętnych, by wprowadzać w życie ideały i wierzących, że jest to w ogóle możliwe. Dorosłość jednak – jak sugeruje autor – często zmienia priorytety: łatwiej wtedy nie pamiętać o ideałach oraz wszem i wobec cynicznie głosić pochwałę konsumpcjonizmu. Beśka przyjmuje perspektywę trudnego rozdwojenia – pamięta przeszłość, ale i już ją zapomniał, widzi to, co przed laty, i to, co z tamtych mrzonek i deklaracji zostało. Pisarz opowiada więc o świecie, którego już nie ma, a kiedy był, także sprawiał wrażenie nieprawdziwego, bo od tzw. zwykłych ludzi oddzielały go mury i dyscyplina wojskowa. Odizolowanie bohaterów ma swoje konsekwencje. Mała grupa ma tutaj cechy szczególne, ale i reprezentatywne dla całego społeczeństwa. Tym mocniej zapewne widoczne, że pokazane w sposób wyostrzony – ich narracja nadaje bowiem ton opowieści. Ów ton ma jednak specyficzny charakter – zanim jeszcze wybrzmi, wiemy już, że należy do świata, który przemija. Beśce udaje się więc pokazać człowieka dojrzewającego – nie tylko do dorosłości, ale i do obojętności, koniunkturalizmu, kompromisów. Główny bohater decyduje się wrócić do miejsca swojej młodości. Tam spotyka szkolnych kolegów – mężczyzn niepodobnych do chłopców sprzed lat, trochę obcych. Zaczynają się wspomnienia, chętnie przywoływane, zwłaszcza że czasy licealne w ich przypadku były dość nietypowe. Uczyli się bowiem nie w tradycyjnym liceum ogólnokształcącym, ale w liceum wojskowym. Nauka w tej instytucji nie tylko wiązała się z przyjęciem jako własnych wojskowych obyczajów, ale też z koniecznością przestrzegania wojskowej dyscypliny. Uczniowie podpisywali też cyrograf – ich losy po skończeniu szkoły miały być na zawsze związane z wojskiem jako miejscem pracy. Zobowiązanie powyższe zmuszało więc dużo wcześniej niż w dniu ukończenia osiemnastu lat do zastanowienia się nad tym, co będzie, i do podjęcia – dość beztrosko i niefrasobliwie – takich decyzji, które pozornie gwarantując wolność i wybór, faktycznie ograniczały.Beśka nie tylko cofa się do przeszłości, choć ta jest kluczową częścią opowieści – stanowi bowiem początek końca. To, czym stali się bohaterowie, jest konsekwencją tego, czego doświadczyli w liceum wojskowym. Fragmenty opisujące współczesność zajmują o wiele mniej miejsca niż rozbudowane części retrospektywne, podzielone na licealne lata: „rok pierwszy”, „rok drugi”, „rok trzeci” i „rok czwarty”. Zbliżająca się matura, to nie tylko myślenie o usankcjonowanej formalnie dorosłości, ale i coraz częstszy lęk przed tą rzeczywistością, od której oddzielają reguły funkcjonowania w szkole wojskowej. Bohaterowie okazują się więc nieprzystosowani. Przyszli strażnicy systemu doskonale umieją wypełniać rozkazy i znają mnóstwo propagandowych haseł. Problem w tym, że system zaczyna upadać. Powoli znika rzeczywistość, nad którą mieli sprawować pieczę. A skoro jej nie ma, to trochę tak jak gdyby i ich nie było. Alternatywą jest prywatność – tu tradycyjnie mało jest polityki, dużo zabawy, alkoholu, podrywania dziewczyn i kombinowania. Liceum wojskowe ogarnia chaos. Bałagan pojmowany dosłownie, ale i bałagan mentalny jest tak duży, że uczniowie coraz mniej podlegają kontroli swoich przełożonych. Konsekwencją tego jest budowanie własnych hierarchii. Schyłkowy okres PRL-u to u Beśki problem radzenia sobie i z dorosłością, i z nadchodzącą demokracją. W powieści do głosu dochodzi grupa. Jej przedstawiciele reprezentują jedno pokolenie. Pokolenie frajerów. Z miejsca, które opisuje Beśka, nikt nie wychodzi wygrany. Frajerami są wszyscy – i ci, którzy uwierzyli w to, czego uczono w liceum wojskowym, i ci, którzy z dystansem podchodzili do nauk. Dzieci przełomu mają więc tutaj swój biograficzny stygmat. Większość z nich, symbolicznie rzecz ujmując, ma wypisane na czole słowo: frajer. Problem w tym, że z bycia frajerem trudno wyrosnąć, trudno też pojąć, dlaczego nim się jest. Dorosłość oddaje się bohaterom bez instrukcji obsługi. I właśnie w tym tkwi największy ich problem. Czy taka instrukcja obsługi jest w ogóle możliwa, pozostaje nam przedyskutować tę kwestię z autorem. Gratulując mu więc zdobycia obu Wawrzynów – i Czytelników, i przyznawanego przez Kapitułę – dodam tylko, że warto o to pytać. Bernadetta Darska