2009-06-23

Cień wiatru

Wpaść oto między półki w empiku, zacząć slalom. W oczach wirują kolory, litery, cyfry, obrazy, uszy atakuje dźwięk z głośników. Coraz to nowe nazwiska, tytuły książek, nazwy wydawnictw. Kroki stają się coraz wolniejsze, zaczyna brakować tchu, w głowie wiruje, serce wali (trzy pszeniczne wypite pół godziny wcześniej z pisarzem Kornagą dają o sobie znać). Wreszcze znaleźć siebie, odnaleźć siebie. Pod literą B, skromnie, jedną książką na cały sklep. A jednak Wrzawa trwa, a Bumerang leci. Jeszcze nie zaryłem mordą w piach. Przez chwilę czuć się jak Julian Carax z powieści Cień wiatru, którą ledwie w niedzielny wieczór się zamknęło. A gdyby tak sięgnąć po egzemplarz, schować za pazuchę, wyskoczyć z księgarni? Nim dopadną – spalić? Nie, jeszcze nie. Jeszcze się pomęczyć.