2009-06-03

4 czerwca 1989

Kim lub czym byłaś wtedy dla nas, Polsko, zmieniająca oto swoje oblicze w akompaniamencie strzelających puszek coca-coli, ziaren prażonej kukurydzy i przebojów disco polo pierdzących z targowych stoisk czy z polowych łóżek ustawionych wprost na ulicy? Zmieniająca się jak kapryśna kochanka, która mówi „tak”, a myśli „nie”, wali cię po rogach i gzi się z innymi po kątach, gdy tylko odwrócisz wzrok, głupi ty, durny, naiwny jak pięcioletnie dziecko? Czy byłaś zmęczona i pijana wciąż..., jak w piosence Obywatela G.C., której wtedy z Grzesiem Prądzyńskim namiętnie słuchaliśmy?
Czym byłaś ponad kształt znany każdemu dziecku, zbliżony do koła, a może do kwadratu, wycinany po stokroć w szkolnych izbach z drewna, styropianu, brystolu i malowany białą i czerwoną farbą, drukowany w szkolnych podręcznikach, na wyborczych ulotkach; kształt – krzyż narodów, święty i zbrukany, cierpiący i skurwiony – niezmiennie powodujący szybsze bicie serca człowieczego lub jego zatrzymanie, hymn pochwalny wieszcza Mickiewicza albo wiązkę najgorszych inwektyw spod budki z piwem lub pośredniaka, czasem zaczerwienienie oczu, wzruszenie i zaciskanie pięści, zwycięski wyrzut ramion do góry, bośmy znów dali radę, i gest papieskiego błogosławieństwa?
Kim byłaś wtedy dla nas, Polsko, zmieniająca swe godło, nazwę, władze, zapisy konstytucji, którejśmy mieli strzec z bronią w ręku do ostatniej kropli krwi?
Gaude Mater, Polonia! – śpiewaliśmy zgodnym chórem na lekcjach muzyki, nie wiedząc, czy cieszy się ona w istocie, mając nas...
Bo i żaden z nas nie wiedział, jaka będziesz, Polsko ukochana, gdy powiemy: tak, dobrze – zostaję, oddam głos na Wałęsę w pierwszych wyborach prezydenckich, które są jednocześnie pierwszymi wyborami, w których wezmę udział. Potem złożę przysięgę na wierność narodowi, unosząc dwa palce na wysokość bagnetu. Sypniesz groszem z nieba, matko ty moja, czy piaskiem w oczy? Dasz kopa w sam środek dupy chwilę po otwarciu granic wielkiej Europy, a z nimi i rynków pracy?
Czy nie poskąpisz metrów kwadratowych mieszkania, innych apanaży, srebrnych gwiazdek i kolorowych baretek na mundurze? Czy może trumienkę prostą otulisz bielą i czerwienią, w imię wyższych racji, sojuszów i zaufania, rencinę rodzinie wypłacisz, słowami i ciepłem wypielęgnowanej dłoni pana premiera czy prezydenta na policzkach sierot pocieszysz? Czy może o ziemię rzucisz w godzinie szarej, kajdankami nadgarstki skujesz, kapotę na łeb założysz, co ochroni przed zdjęciami do gazet, i pod lufą kałacha żandarma z domu zabierzesz?
(Fabryka frajerów)