2008-03-04

Stroszenie piór

Monika Małkowska w weekendowej "Rzeczpospolitej": Ludzie książki piszą. Zamiast listów. Biorą się do tego zwłaszcza ci, którzy posiedli pewne umiejętności w odpłatnym zaczernianiu papieru: dziennikarze, scenarzyści, pracownicy agencji reklamowych. Chcą się podzielić spostrzeżeniami na tematy drażliwe i niechodliwe; problemami nieistotnymi dla firm, w których pracują. Ujawniają mroczne strony finansowego sukcesu. I cenę, jaką wielu za to płaci. To trochę tak, jakby kąsali rękę, która ich karmi. Swego rodzaju zdrada. Toteż nie adresują swych wynurzeń do nikogo konkretnego. Rzucają butelkę z listem w fale oceanu – może ktoś ją wyłowi i zareaguje? Ostatnio mamy w Polsce klęskę urodzaju prozy demaskatorskiej, antykapitalistycznej. Na razie każda książka pozostawia wiele do życzenia, oceniając je od literackiej strony. Ale choć zżymam się podczas lektury na ułomności stylistyczne i dramaturgiczne, do pewnego stopnia rozgrzeszam autorów. Większość z nich pisze, żeby odreagować frustrację. Może też ku przestrodze innym. Oto kilka najnowszych przykładów tego typu literatury, zróżnicowanych w formie, odmiennych jakościowo. Marzena Matusiak w Zamykamy, ale ładne mogą zostać – powieści-reportażu z komiksowymi ilustracjami, Tomek Tryzna w fotopowieści Taniec w skorupkach, Ivan Gruzoff (pseudonim scenarzysty i reżysera Andrzeja Molskiego) w fabule ze światka przestępczego Siemanko, Krzysztof Beśka w Bumerangu. Co łączy te książki? Ton szczerości, wręcz ekshibicjonizmu. A także opisy stanów odmiennych od świadomości, po używkach. Narkobiznes to, jak wiadomo, mimowolny efekt ustrojowego przełomu. Wyjątkowo przygnębiający temat. (...) Najświeższy produkt na ten temat to Bumerang Krzysztofa Beśki (urodzony 35 lat temu w Mrągowie, od dziesięciu lat mieszkaniec stolicy). Postaci z jego książek są cool i trendy. Autor zna ten typ, na co dzień pracuje w dużej międzynarodowej firmie. Ale ten polonista z wykształcenia, od dziesięciu lat osiadły w stolicy, stara się zachować wrażliwość, ocalić zdolności. Akcję Bumerangu umieścił w rodzinnych okolicach. Grupka dobrze ustawionych młodych ludzi przyjeżdża tam na weekend. Odrażające postaci. Nie tylko wówczas, gdy nadużywają trunków i proszku. Również na trzeźwo, kiedy na każdym kroku objawia się ich małość i prostactwo. W przeciwieństwie do nich „pozytywnym kapitalistą” jest właściciel przerobionego na hotel pałacu, w którym hałastra zakotwiczyła. Jedyny sprawiedliwy w Bumerangu to Kuba. Chłopak, który odrzuca warszawskie sukcesy, decyduje się wrócić do rodzinnej wiochy na Mazurach. Przejrzał na oczy, dostrzegł fałszywy blichtr światka biznesu. Najwyraźniej pisarz utożsamia się z Kubą, jego ustami strofując japiszonów: „Nażreć się, napychać kieszenie, dopóki nie wysiudają was jeszcze bardziej cwani, nie wysadzą ze stołków, nie zagrają do tańca, aż pogubicie salamandry”. I wychwala skromnych prowincjuszy: „Rękami robią, a nie dupą i jęzorem! Uczciwie. Bez kłamstw, sztucznego napuszenia, pozerstwa, biurowych gierek, przesyłania e-mailem świńskich filmików, kłótni o włączenie klimatyzacji”. Dostrzegam w tych połajankach hipokryzję. W końcu pisarz babrze się w takim samym bajorze jak jego bohaterowie. I też niejedno można mu zarzucić. Jeśli ma talent literacki (a ma, bo z powodzeniem wygrywa konkursy na audycje radiowe, a debiutancka „Wrzawa” nominowana była do Paszportu „Polityki”), to musi dokonać wyboru jak jego alter ego Kuba – zarabiać czy tworzyć? Gdyby zdecydował się na to drugie, musi podrasować styl. Przesiąść się ze stołka zdolnego amatora na fotel literata. Odpowiedzialnie używającego pióra, nie tylko stroszącego pióra. Jak na razie kiksów w jego książkach pełno. Niektóre niezręczności przywodzą na myśl humor zeszytów szkolnych: „Tadek oślinił lufkę i brodę, że trzeba mu było podcierać jak obłożnie choremu staruszkowi” czy: „Przysłowiowa beczka soli w przypadku Karolewa musiałaby być grubą beczką śledzi, w dodatku nieźle podlaną”. Zakładam się o śledzia z lufą, że uda mu się wybrnąć. Ryzyko niewielkie.
Pani zapewne nie wie, co to stylizacja i pastisz. Pewnie nawet dupa mówi przez "ł". Ale i tak dzięki za zabranie głosu.